Dziś miałam dla Was zaplanowaną recenzję tuszu do rzęs, lecz dopiero później pomyślałam, że dobrze by było, gdybym zrobiła zdjęcia jak wyglądają rzęsy nim pomalowane, więc dlatego ten post pojawi się w najbliższym czasie. Zamiast tego mam dla Was inną recenzję - kremu do ciała Organic Shop - różowe liczi. Produkt ten zamówiłam dawno temu (w lipcu!) i dopiero teraz zabieram się za jego recenzję. Co ciekawe, nadal mam jeszcze prawie pół opakowania. Przyczyna jest prosta - po pierwsze - zazwyczaj mi się nie chce używać balsamów, a po drugie - odkąd zrobiło się chłodniej do nawilżania skóry używam pod prysznicem oliwki do ciała Babydream, tak jest szybciej. Wydaje mi się jednak, że zdążyłam na tyle dobrze poznać ten produkt, żeby co nieco o nim napisać. Zapraszam do czytania :)
Jak już wspomniałam chwilę wcześniej, krem tudzież masło zamówiłam w lipcu ze sklepu Kalina. Obecnie kosztuje 24 zł za 250 ml, ja zakupiłam je chyba odrobinę taniej, wydaje mi się, że ok. 20 zł. W sumie wydaje mi się, że nie jest to wysoka cena, biorąc pod uwagę jakość i skład produktu, a także jego wydajność.
Opakowanie
Jest to plastikowy pojemnik - nie mogę go nazwać słoikiem, gdyż nie jest zakręcany. Pokrywkę przy zamykaniu po prostu dociskamy do reszty. Bardzo ładna szata graficzna, nie ma się absolutnie do czego przyczepić. Według mnie rozwiązanie z dociskaną pokrywką jest bardzo dobre - z umazanymi od kremu rękoma ciężko byłoby cokolwiek porządnie zakręcić.
Skład:
Aqua, Isopropyl Palmitate, Butyrospermum Parkii, Glycerin, Cetearyl Alcohol, Polyglyceryl-3 Methylglucose Distearate, Organic Litchi Chinensis Fruit Extract, Gardenia Florida Oil, Persea Gratissima Oil, Theobroma Cacao Seed Butter, Citrus Medica Limonum Peel Oil, Geranium Maculatum Oil, Sodium Stearoyl Glutamate, Benzyl Alcohol, Benzoic Acid, Sorbic Acid, Parfum, Iron Oxides, Parfum.
Na pomarańczowo zaznaczyłam wszystkie składniki o działaniu nawilżającym. Z naturalnych ekstraktów i olejków mamy tutaj: masło Shea, ekstrakt z owocu liczi, olej Tiare, olej awokado, masło kakaowe, olej cytrynowy, olej z bodziszka. Naprawdę fantastyczne ekstrakty, poczytajcie sobie o nich :)
Moja opinia:
Przyznam szczerze, że przy takim składzie nawet przez myśl mi nie przeszło, że ten krem mógłby nie działać. Nie pomyliłam się. Krem jest naprawdę fantastyczny i szczerze żałuję, że jestem tak leniwa, by nie chciało mi się go używać codziennie. Codziennie używałam go latem - nie było mowy o jakimkolwiek wysuszeniu skóry (a mam do tego tendencję na łydkach). Krem ma bardzo ciekawą konsystencję - niby jest ubite, ale przy tym bardzo maślane, nie da się go wydłubać z opakowania tak jak przy rzadszych produktach. Ja nabieram go palcem tak jakbym nabierała miękkie masło i wtedy nakładam go na ciało. O jego zapachu pisałam Wam już w chwili, gdy go otrzymałam. Pachnie naprawdę rewelacyjnie, słodko, ale nie przytłaczająco, a zapach utrzymuje się przez długi czas na skórze. No i najważniejsze - bardzo dobrze nawilża.
Krem spełnia wszystkie moje kryteria co do idealnego nawilżacza i o ile nie pokusi mnie, żeby wypróbować coś nowego, na pewno do niego wrócę. Chociaż nie wiem, jaki skład musiałby mieć jego potencjalny następca :D Żałuję, że przez Internet nie da się przekazać zapachu :)
Polecam go wszystkim - zarówno maniaczkom mazideł do ciała, jak i osobom, które po prostu potrzebują czegoś pewnego, co dobrze nawilży ich skórę.
Używałyście? Jeśli nie - chciałybyście wypróbować?
Pozdrawiam wszystkich
Asia
P.S. Nie wiem jak Wy, ale ja nie cierpię zimy i śniegu. Jest jednak jeden plus - od śniegu odbija się światło i są trochę lepsze zdjęcia!
Niestety nie uzywalam, ale chetnie sie skusze jesli wykoncze wszystkie swoje balsamy i masła :)
OdpowiedzUsuńWidzę, że wykończenie starych balsamów do ciała to nie tylko dla mnie mission impossible :D
Usuńja to już coraz rzadziej kupuję balsamy, bo potem stoją i stoją.. Więc dopisuję się do listy mission impossible;)
OdpowiedzUsuńHaha :D ja postanowiłam, że będę kupować kolejny dopiero, jak poprzedniego zostanie na ledwie kilka użyć :)
Usuń