Jak sprawdził się u mnie tint Maybelline?

Jak zapewne wszystkie wiecie, jakiś czas temu na rynek kosmetyczny zaczęto wprowadzać coraz to więcej kosmetyków kolorowych do ust w formie tintów, które miały być alternatywą dla błyszczyków i szminek. Ciekawiły mnie tego typu produkty, co ostatecznie zaowocowało zakupieniem Maybelline Super Stay 10h Tint Gloss. Czy przypadł mi do gustu?


Swój egzemplarz zakupiłam w Superpharmie podczas promocji -30% na kolorówkę przed Sylwestrem. Mój kolor to 190 Forever Berry. Przyznam szczerze, że nie wiem, ile dokładnie za niego zapłaciłam, sądzę, że w okolicach 23-26 zł. Na samą myśl o tym, że wydałam na niego tyle pieniędzy, chce mi się walić głową o ścianę.
Produkt absolutnie nie jest wart i przez to używam go baaardzo rzadko, praktycznie nigdy. Jest to produkt, który ma niezły potencjał, ale producent powinien nad nim znacznie dłużej popracować i wyeliminować wady. W tego typu sytuacjach zastanawiam się, co mieli w głowie ludzie, którzy wypuszczali go na rynek.
Zalety:
- intensywny kolor
- ciekawy aplikator
- śmieszna żelowa konsystencja
- ładny zapach (ale tylko w buteleczce - pachnie jak guma balonowa)
Wady:
- pełne krycie dopiero przy 3 warstwie (!) - z każdą warstwą kolor ciemnieje, gdybym chciała ciemniejszy, to bym taki kupiła, a w ten sposób mam nieciekawy kosmetyk, którego rzeczywisty finalny kolor mi się nie podoba
- brak możliwości uzyskania delikatnego zabarwienia (tak jak przy wklepywaniu szminki palcem)
- produkt potwornie wchodzi w załamania ust! Najbardziej jest to widoczne w miejscu gdzie usta zewnętrzne przechodzą w wewnętrzne (mam nadzieję, że rozumiecie o co mi chodzi :D). Wygląda to naprawdę brzydko, jakbym ugryzła się w wargę aż do krwi. Tworzą się też takie dziwne kropki - jakby skupiska pigmentu.
- absurdalna relacja jakości do ceny - otrzymujemy bubel za spore pieniądze, za które mogłybyśmy spokojnie kupić świetną szminkę
- nakładaniu towarzyszy jakieś nieprzyjemne uczucie
- wysusza usta
Podsumowując - nie jest to dobry produkt i nie polecam go nikomu. Żałuję, że moją przygodę z tintami zaczęłam od drogiego produktu - myślę, że gdybym zapłaciła za niego 10 zł to tak bym nie przeżywała tej porażki. No cóż - mądry Polak po szkodzie :). To kolejny znak, że impulsywne zakupy mogą się bardzo źle skończyć.

A oto zdjęcia moich ust pomalowane tym tintem (aparat zjadł kolory, kolor po trzeciej warstwie był tak intensywny, że jak mój tata mnie w nim zobaczył, to się przestraszył :D):

 bezpośrednio po nałożeniu trzeciej warstwy

 po jakichś piętnastu minutach (już zaczyna wędrować w zakamarki)

 po około godzinie - kolor już zbladł, tworzą się formacje pigmentów w załamaniach

 i po jakichś niecałych dwóch godzinach - wszystko powędrowało w jedno miejsce, usta przesuszone

a tak wygląda aplikator :)

Pozdrawiam wszystkich
Asia

14 komentarzy:

  1. Wiesz co, tint jak tint, ale usta to Ty masz śliczne :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Czaiłam się na ten tint, ale jednak kupiłam dwa z bell i je mogę śmiało polecić.:)

    OdpowiedzUsuń
  3. tint z bell jest świetny ! ma cudowne kolory ♥

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja mam lipstain z Collection 2000. Az nie do wiary :D Trzyma się na ustach cały dzień. Jem, mówię, jeszcze więcej jem, piję, mówię, a wieczorem ciągle mam ślady koloru na ustach. Nie intensywnego jak zaraz po nałożeniu, ale jednak. I nie wędruje w zakamarki ust. Nigdzie nie wędruje. Aż strach za mocno pomalować np. dolną wargę czy któryś kącik, bo się nie zmywa i trzeba przyciemnić całe usta ;) Jedna warstwa kryje idealnie. Z kolejnymi kolor sie po prostu przyciemnia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A kupowałaś go gdzieś w Polsce czy przez internet czy jak? I jak się prezentuje cenowo? Wychodzi na to, że tylko mój taki felerny :<

      Usuń
  5. o no rzeczywiście nie wygląda to dobrze. Dołączam się do fanek Bell'owych tintów, mimo że na początku nie polubiliśmy się:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie kojarzę, że coś na niego narzekałaś :). Ale to super, że okazał się być fajny :)

      Usuń
    2. Chyba udało mi się obczaić najlepszy dla siebie sposób na jego aplikację- smaruję kilka warstw, ale odciskam wszystko w lekko wilgotną chusteczkę, więc kolor się tak jakby rozpływa po ustach i wygląda bardzo naturalnie. W każdym razie nie ma tego włażenia w załamania warg itp:)

      Usuń
    3. Ooo, super pomysł, może z tym też wypróbuję :)

      Usuń
  6. Dziwne, to nie pierwsza negatywna recenzja tego produktu, na jaką się natknęłam, a ja jestem tym produktem zachwycona, jedyny minus to taki, że występuje wyłącznie we wściekłych kolorach, przez co nie jest odpowiedni na każda okazję. Ale w każdym razie używałam już przedtem często zwykłych barwiczek (tintów) i wg mnie ten produkt to nie jest zwykły tint tylko zdecydowanie coś pomiędzy barwiczką a błyszczykiem, jak dla mnie efekt jest super, dokładnie taki jaki obiecywał producent i którego się spodziewałam, w dodatku oszczędzam czas i wysiłek bo nie muszę nakładać najpierw barwiczki a potem błyszczyka.

    Nie wiem dlaczego innym się nie sprawdza, może to kwestia budowy ust, może sposobu nakładania - ja mam suche usta i nakładam zawsze na zupełnie suche, jak wszystkie barwiczki - inaczej nigdy nie będą się trzymać. Tego Maybelline trzeba nałożyć kilka warstw bo inaczej jest za suchy, żeby go nosić samego. Nic już na niego nie nakładam. Wytrzymuje bardzo długo jeśli nie jem, jeśli jem to się stopniowo ściera ze środka.

    OdpowiedzUsuń
  7. Jak juz jedna dziewczyna skomentowała masz piękne usta. Też używam Tinta, ale marki Bell i bardzo Go sobie cenię. Świetnie się wchlania, a wygląda: WYSTRZAŁOWO. Obydwa kosmetyki wyglądają tak samo, ale wlaśnie koleżanka radziła mi wybrać raczej Bell- lepiej nawilża :)

    OdpowiedzUsuń