Kosmetyczni i niekosmetyczni ulubieńcy lutego

Cześć kochani!

Dziś ostatni dzień lutego, a więc czas na lutowych ulubieńców.

Ulubione kosmetyki
Zacznę może od dwóch kosmetyków kolorowych, które bardzo często gościły na moich ustach w tym miesiącu. Mowa o Lip Butters z Revlona w odcieniach 090 Sweet Tart i 010 Raspberry Pie. Totalnie się w nich zakochałam. Mają bardzo fajną konsystencję, łatwo nakłada się je na usta, kolor jest intensywny i jak na moje potrzeby trwały. Nie powodują ściągnięcia ust, nie wysuszają ich jakoś szczególnie. Polecam!


Innym kosmetykiem, który bardzo lubiłam używać w lutym jest peeling enzymatyczny z Organic Shop z mango i morelą. Delikatnie (ale widocznie) złuszcza martwy naskórek, odświeża niejako cerę, trochę rozjaśnia. Lubię go używać, ponieważ nakładam go na 10 minut i w tym czasie mogę robić coś innego, a on sam pracuje. Przy tym bardzo ładnie pachnie, jest wydajny i bardzo delikatny. Jest to jedyny peeling, który nie podrażnia mojej płytko unaczynionej skóry na policzkach. 


Pozostając w temacie peelingów, innym produktem, który bardzo polubiłam jest ten złuszczający scrub do ciała firmy Fennel o zapachu ciasteczek z czekoladą. Od razu powiem tak - zapach Was powali. Jest bardzo słodki i bardzo intensywny, gdyby nie to, że to kosmetyk, który zmywa się z ciała, to w życiu bym go nie użyła. Według mnie nie jest to zapach ciasteczek, ale jeszcze słodszego kakao Nesquik (takie moje skojarzenie ze smakami i zapachami dzieciństwa :D). Jest to naprawdę konkretny zdzierak, przyjemnie się go używa. Jest to jednak jeden z tych peelingów, które zostawiają na ciele parafinowy film, więc jeśli tego nie lubicie, to nie polecam. 

Ulubiona książka i film
Zacznę może od filmu. Z niesamowicie ogromną przyjemnością obejrzałam film Ona, który jest nominowany do Oscara aż w 5 kategoriach. Żałuję, że wśród tych nominacji nie znalazła się jedna dla najlepszego aktora pierwszoplanowego, bo Joaquin Pheonix był w tym filmie po prostu rewelacyjny. Niestety Akademia ma swoje kaprysy i Pheonixa nie nominowała. Ciężko mi streścić ten film, odsyłam Was do opisów dostępnych już w Internecie. Czym dla mnie był ten film? Historią o ludzkiej naturze, o potrzebie bycia kochanym, o wielkiej miłości, ale też o samotności. Bardzo Wam go polecam, pod warunkiem, że jesteście osobami otwartymi, tolerancyjnymi, którzy potrafią się wznieść ponad schematyczne myślenie. Wielką zaletą filmu jest też przepiękna muzyka. Scena, gdy Theodor gra na ukulele i razem z Samanthą śpiewają wzruszającą piosenkę jest jedną z najpiękniejszych, jakie od dawna widziałam.



Czy wiedzieliście, że mieliśmy kiedyś w Polsce luksusowy, ogromny dom towarowy, jak londyński Harrods czy berliński KaDeWe? Myślę, że sporo z Was o tym nie wiedziało, podobnie jak ja, zanim przeczytałam Sześć pięter luksusu Cezarego Łazarewicza.  Opowiada ona o historii Domu Braci Jabłkowskich, który mieścił się przy Brackiej 25 w Warszawie. Książka jest rewelacyjnie napisana, autor naprawdę w fascynujący sposób opisał historię tego miejsca. Nie chcę Wam tu za dużo zdradzać, więc powiem tyle - polecam!

Jacy są Wasi ulubieńcy lutego? Polecacie jakieś ciekawe filmy lub książki?

Zobacz facehairbodycare na Facebooku i na Instagramie

Pozdrawiam wszystkich
Asia

Moje włosy po dwóch latach włosomaniactwa

Cześć kochani!

Zapewne część z Was zauważyła, że od dawna na blogu nie ukazują się comiesięczne aktualizacje stanu włosów. Przyznam szczerze, że zaczęło mnie to męczyć, zwłaszcza, że w sumie nie zauważam już zmiany ich stanu - chyba osiągnęłam już szczyt moich włosowych możliwości. Nie będę też ukrywać, że najzwyczajniej na świecie włosy przestały mnie tak bardzo kręcić. Nadal dbam o nie w podobny sposób, jednak już tak nie planuję, nie świruję na ich punkcie. 

Moja obecna pielęgnacja? Myję włosy co drugi dzień używając neutralnego szamponu Natura Siberica, szamponów Alterry lub oczyszczającej Barwy brzozowej. Po myciu stosuję odżywkę Nivea Long Repair, balsam na kwiatowym propolisie Babuszki Agafii, raz w tygodniu nakładam na nie maskę na co najmniej pół godziny, zazwyczaj Arganową kurację BingoSpa. Suszę je moją suszarką Remington D3710, a jeśli mam czas pozwalam im wyschnąć naturalnie. Zabezpieczam końcówki jedwabiem Green Pharmacy i nakładam go też trochę na włosy na całej długości (dzięki temu się mniej plączą). 

Sporo urosły - chyba jeszcze nigdy nie miałam aż tak długich włosów. Niedługo zapewne je podetnę o jakieś 5 cm - trochę są postrzępione przez wszystkie płaszcze i szaliki. 

W sumie ciężko mi stwierdzić czy w ciągu ostatniego roku nastąpiła jakaś szczególna poprawa w ich stanie. Myślę, że dotarłam już do punktu, w którym moje włosy ładniejsze już nie będą ;)

Jak sprawują się Wasze włosy? Jak oceniacie swój postęp?

Zobacz facehairbodycare na Facebooku i na Instagramie

Pozdrawiam wszystkich
Asia

Dlaczego nie warto czytać książki "Paryski szyk" Ines de la Fressange?

Cześć kochani!

Zapewne większość z Was słyszała już o książce "Paryski szyk. Podręcznik stylu" Ines de la Fressange. Książka ta jest od dłuższego czasu popularna w blogosferze, a że zazwyczaj lubię pozycje tego typu, postanowiłam również ją przeczytać.


Udało mi się ją wypożyczyć z biblioteki i wiecie co? Wielkie szczęście, że jej nie kupiłam, bo książka nie jest warta wydania na nią 70 zł, które kosztuje w sklepach stacjonarnych. Nawet nie wiem, czy jest warta połowy tej kwoty, którą przychodzi nam zapłacić za nią w sklepach internetowych...

Zacznę może od tego, że książka jest przepięknie i imponująco wydana. Piękna czerwona okładka ze złotymi napisami i z zaokrąglonymi rogami aż prosi się o to, żeby wziąć ją do ręki. W środku jest równie pięknie - śliski papier dobrej jakości, delikatne tło, graficznie rewelacja. Co by nie mówić, ale od strony estetycznej książka bardzo się udała. Szkoda tylko, że nie przełożyło się to na treść.


To druga książka o tym, jak być "paryską", którą miałam okazję przeczytać - pierwszą były Lekcje Madame Chic. Tamta książka również nie była rewelacyjna, wręcz słaba, ale przy tym, co przeczytałam w "Paryskim szyku" wychodzi na nie najgorszą. Z tamtej książki nie dowiedziałam się niczego szczególnego, nie zainspirowała mnie w najmniejszym stopniu. W tej było jeszcze gorzej, bo nie dość, że niczego się nie dowiedziałam, niczym się nie zainspirowałam, to jeszcze momentami łapałam się za głowę czytając niektóre bzdurne fragmenty pisane przez panią de la Fressange. 

Książka podzielona jest na cztery części: o modzie, o urodzie, o mieszkaniu i o ciekawych miejscach w Paryżu. 

Część o modzie była jeszcze ok, nieszczególnie odkrywcza, ale miło mi się ją czytało. Absurd wyłapałam tylko jeden, dotyczący tego, żeby kupować topy w rozmiarach dziecięcych, a uzyska się "superstylowy efekt naciągniętego materiału". Nie wiem, w jakim świecie efekt naciągniętego materiału jest superstylowy...
Ogólnie autorka sporo pisze o racjonalnym podejściu do zmieniających się trendów, o tym, jakie rzeczy warto kupować i z tymi rozdziałami się zgadzam praktycznie w 100%. 

Część o urodzie to jakiś śmiech na sali. Autorka powinna trochę zainteresować się wizażem i pielęgnacją, zanim zacznie udzielać komukolwiek rad. Ciężko mi uwierzyć, żeby wszystkie paryżanki miały tak fatalny makijaż...


Przykłady absurdów?
- nigdy nie używaj różowej szminki
- "noś makijaż każdego dnia, także w weekendy. Twoja rodzina też chce cię widzieć w najlepszej formie!"
- do mycia twarzy nigdy nie używaj mydła ani za dużo wody
- "szkoda czasu na korektor pod oczy"
- "codziennie rano myj włosy (to pomaga się dobudzić)"
- "używaj maskary, ale zapomnij o płynnym eyelinerze"
- po pięćdziesiątce: "jeśli oczy są au naturel, na skórę nałóż cieplejszy podkład"
- maskara na dolnych rzęsach jako makijażowe faux pas

Część o mieszkaniu była nie najgorsza, trochę o organizacji przestrzeni, o minimalizmie we wnętrzach. Autorka apeluje też, żeby nie wariować, gdy przychodzą do nas na kolację znajomi, gdyż od skomplikowanych i wystawnych dań o wiele ważniejsza jest miła atmosfera i dobra zabawa - popieram i polecam wszystkim zestresowanym gospodyniom (tak, to do Ciebie, mamo). 

Część czwarta może być szczególnie przydatna dla wszystkich, którzy planują odwiedzić w niedalekiej przyszłości Paryż, gdyż autorka poleca różne ciekawe miejsca - mniej znane muzea, restauracje, kawiarnie, także miejsca, w które można się wybrać z dziećmi. 
Co rzuciło mi się w oczy to to, że wiele zdjęć, szczególnie restauracji, jest bardzo nieatrakcyjnych i niezachęcających do odwiedzenia. Miejsca opisywane przez autorkę jako najmodniejsze w Paryżu na tych zdjęciach wyglądają naprawdę źle. Podobnie było ze zdjęciami butów w części o modzie. Jest to szczególnie szokujące w obliczu tego, że poświęcono bardzo dużo uwagi przy grafikach i ogólnej estetyce książki. Zdjęcia są niestety mocno niedopracowane. 

Moje odczucia po przeczytaniu książki? Co dziwne, byłam wkurzona, bo spodziewałam się czegoś całkiem innego. No i tak jak już wspomniałam wcześniej, odczułam ulgę, że ostatecznie nie zdecydowałam się na zakup tej książki.
Czy polecam? Ogólnie rzecz biorąc nie, a już na pewno nie polecam jej kupna. Jeśli jednak macie możliwość pożyczenia od koleżanki albo wypożyczenia z biblioteki i np. wybieracie się do Paryża, to czemu nie. Jeśli jednak chciałybyście być bardziej paryskie, to stanowczo nie polecam tej książki, bo z niej na pewno nie dowiecie się jak to uczynić.

Czytałyście tę książkę? Jaka jest Wasza opinia?

Zobacz facehairbodycare na Facebooku i na Instagramie

Pozdrawiam wszystkich
Asia

Tydzień w zdjęciach (14)

Cześć kochani!

Za nami przepiękny tydzień wiosennej pogody. Mam nadzieję, że taka już zostanie, bo daje mi ona mnóstwo radości i motywacji. Inaczej się wstaje, wychodzi się z domu, gdy za oknem świeci piękne słońce i jest prawie 10 stopni. Też tak macie? 

W tym tygodniu znowu trafiło w moje ręce kilka ekscytujących rzeczy. Jednej niestety nie mogę Wam pokazać, bo została na weekend na poczcie (kto wymyślił, żeby była czynna w soboty tylko do 12?!) - zobaczycie ją w takim razie za tydzień :) 

Zacznę może od tego, że w poniedziałek przywędrowało do mnie moje zamówienie z Kaliny - skorzystałam z darmowej przesyłki, która miała miejsce z okazji walentynek. Co by nie mówić, ich program lojalnościowy jest niesamowicie kuszący - o wiele milej robi się zakupy, gdy ma się bardzo miły rabat :D 

W koszyku znalazł się standardowo neutralny szampon Natura Siberica i żel pod prysznic z masłem Shea Planeta Organica. Oprócz tego trzy nowości - chłodzący żel dla skóry wokół oczu Planeta Organica i dwa produkty z oferty 100 ml produktów Babuszki Agafii - błyskawiczna pielęgnacyjna maska do włosów i gorąca antycellulitowa maska do ciała. Tej pierwszej już spróbowałam - wrażenia pozytywne, ale jeszcze za wiele powiedzieć nie mogę.


A teraz dwie nowości ubraniowo-dodatkowe, które pokochałam od pierwszego wejrzenia. Obie rzeczy pochodzą z Zary. Pierwszą z nich jest przeboska torebka, która leciała do mnie prosto z Hiszpanii (była niedostępna w "mojej" Zarze) - pokazywałam ją Wam już w styczniu w mojej wishliście, a teraz jest już u mnie. Jest naprawdę przepięknie wykonana, detale są dopracowane, jest bardzo elegancka, a przy tym model i kolorystyka są ponadczasowe :)


Od długiego czasu marzyłam o kurtce husky - czyli o krótkiej, dopasowanej, pikowanej kurtce przejściowej, która zazwyczaj jest granatowa. Szukałam idealnej przez długi czas, zarówno w Internecie, jak i w sklepach stacjonarnych - jak już znalazłam jakąkolwiek, to coś z nią było nie tak. Aż do piątku, gdy zobaczyłam tę wiszącą na wieszaku w Zarze. Jest po prostu idealna - nie jest zbyt puchowa, jest odpowiedniej długości, ma nawet chowany kaptur! I przy tym wypełnienie jest z materiału syntetycznego (jestem uczulona na pierze). Ma też bardzo fajne wstawki ze skóry - na jednym z ramion, na łokciach i dwa paski biegnące pionowo przez całą kurtkę - dodatkowo działają wyszczuplająco, gdyż tworzą linię pionową. Zapinana jest na zamek, który jest schowany pod patką dodatkowo zapinaną na złote zatrzaski. Detale są bardzo dopracowane, co niesamowicie mi się podoba.


W tym tygodniu pierwszy raz w tym roku wyszedł kolejny numer Harper's Bazaar z niesamowicie piękną okładką. Połączenie tła w czarno-białą kratkę z cukierkową Rosie Huntington-Whiteley jest rewelacyjne. Okładkowe zdjęcie robił sam Karl Lagerfeld.


Małe słodkie co nieco, czyli najlepsze ciasteczkowe lody od Sowy. Szokujące jest to, jak bardzo można się najeść taką jedną konkretną gałką!


Nawilżająco-odżywczy krem na bazie wody termalnej z Podhala, który otrzymałam w ramach współpracy z firmą Termissa. Testy rozpoczęte, jestem niesamowicie ciekawa, jak spodoba mi się w ostatecznym rozrachunku :) 


Jak Wy spędziliście swój tydzień? Cieszycie się piękną pogodą?

Zobacz facehairbodycare na Facebooku i na Instagramie

Pozdrawiam wszystkich
Asia

Recenzja: paleta rozświetlaczy Fusion Beauty Ultraflesh

Cześć kochani!

Dziś na blogu pierwsza od długiego czasu recenzja kosmetyczna - opowiem Wam co nieco o produkcie z ogromnym potencjałem, jakim jest Ultraflesh Shinebox firmy Fusion Beauty, który otrzymałam do przetestowania w ramach współpracy ze Strawberry.net.


Myślę, że większość z Was o Truskawce słyszała już bardzo wiele - Strawberry.net jest to największa na świecie internetowa drogeria. W ofercie sklepu znajdują się perfumy, kosmetyki zarówno kolorowe, jak i pielęgnacyjne ponad 600 marek, w tym Givenchy, Chanel, Guerlain, Shiseido, Lancome, Dior. Ceny są naprawdę niesamowicie atrakcyjne - jako przykład mogę podać mój róż do policzków Estee Lauder Pure Color, za który w Douglasie zapłaciłam 165 zł - na Truskawce mogłabym go kupić o 50 zł taniej, bo za 114 zł. Dodatkową zaletą jest to, że przesyłka ze Stanów jest darmowa :). Codziennie można skorzystać z różnych ciekawych promocji, które możecie zobaczyć pod tym linkiem

Ultraflesh Shinebox składa się z 4 rozsuwanych segmentów - na każdym "pięterku" znajdujemy inny rodzaj rozświetlacza. Opakowanie jest bardzo funkcjonalne i efektowne, nie zajmuje dużo miejsca, nie ma problemu z dostaniem się do kosmetyku. 


Piętro pierwsze to pudrowy rozświetlaczo-bronzer, którego połysk jest dość subtelny - nie zawiera on żadnych wielkich drobinek. Jest dobrze napigmentowany, konsystencja nie sprawia problemu przy nakładaniu go na twarz. Niestety kolor jest w moim przypadku kompletnie nietrafiony, gdyż jest stanowczo zbyt ciepły do mojej karnacji. O wiele bardziej podobałoby mi się, gdyby był zastąpiony jakimś tradycyjnym pudrowym rozświetlaczem o jasnym odcieniu tak, aby można go nałożyć na szczyty kości policzkowych albo w wewnętrzny kącik oka. 


Piętro drugie to dwa rozświetlacze w kremie. Jeden z nich jest w odcieniu przygaszonego złota, zaś drugi w odcieniu perłowego ciepłego różu. Mimo że oba są tym samym typem produktu, mocno się od siebie różnią. Konsystencja pierwszego jest dużo bardziej zbita, jest też słabiej napigmentowany. Konsystencja pierwszego jest bardziej kremowa i jest on bardzo dobrze napigmentowany. Częściej korzystam z tego pierwszego, gdyż świetnie nadaje się do użycia w wewnętrznym kąciku oka. Drugi świetnie by się sprawdził jako rozświetlenie różu w podobnym odcieniu, niestety ten znowu jest dla mnie zbyt ciepły. 


Piętro trzecie to dwie małe rozświetlające kremowe kredeczki w odcieniach Secret Shimmer (standardowa biała, chłodna perła) i Nude Shimmer (perłowy odcień nude, coś pomiędzy różem a beżem). Te kredeczki spodobały mi się z całego zestawu najbardziej, gdyż obie (a w moim przypadku szczególnie ta biała) rewelacyjnie sprawdzają się przy rozświetlaniu wewnętrznego kącika lub łuku brwiowego. 

Paletka kosztuje obecnie 98,50 i można zakupić ją pod tym linkiem


Podsumowując - rewelacyjny pomysł na produkt, kosmetyk jest dobrej jakości i myślę, że może się rewelacyjnie sprawdzić u wielu z Was, jednak jest on przeznaczony dla osób raczej o ciepłej karnacji. Żałuję, że nie istnieje druga wersja tej paletki z produktami o chłodniejszej tonacji. 

Kupujecie na Strawberry.net? Podoba Wam się ten produkt?

Zobacz facehairbodycare na Facebooku i na Instagramie

Pozdrawiam wszystkich
Asia

Jak zorganizować swoją szafę? cz.II - szafa wnękowa, przesuwna

Cześć kochani!

Czas na drugą część posta Jak zorganizować swoją szafę - dziś będzie o organizacji dużych szaf na wieszaki (długo szukałam jakiejś profesjonalnej nazwy, żadnej nie wymyśliłam), z drzwiami lub przesuwnych. Mam wrażenie, że bardzo często w szafach tego typu panuje kompletny chaos i brak organizacji - ubrania po prostu sobie wiszą. Jeśli tak jest i u Was, zapraszam do czytania - mam nadzieję, że dzięki moim poradom uporacie się z bałaganem w szafie. 


1. Przejrzyj ubrania
Nie polecam wywalania wszystkiego na raz - zazwyczaj jeszcze przed połową tracimy motywację i zostajemy z wielką kupą ubrań na środku pokoju. Weź pod uwagę, że sporo ubrań będziesz musiała przymierzyć, więc lepiej rozłożyć sobie porządki w szafie na kilka dni i selekcjonować je partiami. 
Kieruj się zasadą:
ubrania zniszczone wyrzucamy
ubrania niemodne, ale niezniszczone przechowujemy (ale w innym miejscu niż szafa!)
ubrania kompletnie niepasujące do sylwetki oddajemy 

Absolutnie nie jestem zwolenniczką wyrzucania ubrań (chyba że są znoszone) - to dla mnie jak wyrzucanie pieniędzy, a jak mówiła Carrie Bradshaw "lubię moje pieniądze w miejscu, w którym mogę je widzieć… wiszące na wieszakach w mojej szafie". Jeśli nie masz szafy jak ona, to ciuchom, które obecnie są niemodne znajdź miejsce gdzie indziej.

2. Posegreguj ubrania wedle rodzaju garderoby
Żakiety z żakietami, spódnice ze spódnicami, sukienki z sukienkami itp.

3. Powieś na wieszakach
Zdecyduj się na jeden sposób zawieszania ubrań - albo wygiętą częścią skierowaną do nas albo do ściany. Ubrania na wieszakach również powinny być skierowane przodem w jedną stronę. Wieszanie na wieszakach w różny sposób wprowadza chaos, więc o wiele lepiej jest przyjąć jedną określoną politykę wieszakową.

4. Ułóż ubrania kolorystycznie
Od najjaśniejszego do najciemniejszego lub odwrotnie. 

5. Powieś do szafy
Powinna ona wyglądać teraz mniej więcej tak: 
żakiety: biały, beżowy, bordowy, czarny;
swetry: kremowy, szary, granatowy, czarny itp.

Najlepiej ustalić pewien kierunek - najpierw "góry", czyli żakiety, swetry, bluzki, potem "doły", czyli spodnie i spódnice, a potem "całości", czyli sukienki i kombinezony. 

Istnieje też inna opcja - można rozwiesić ubrania pogrupowane kolorystycznie, czyli wszystkie czarne razem, wszystkie pomarańczowe razem. To także wprowadza pewną harmonię, jednak ten sposób może być problematyczny przy codziennym komponowaniu stroju - zauważcie, że zazwyczaj nasz strój składa się z góry, dołu i okrycia wierzchniego, więc o wiele łatwiej jest przechodzić od jednego elementu garderoby do drugiego, szukając w odpowiednich "sekcjach" niż szukać kolorami. 

Jak dodatkowo wygospodarować trochę miejsca w szafie?
Warto wykorzystać zarówno boki szafy, jak i (w przypadku szaf ze standardowymi drzwiami) skrzydła drzwi. Kilka dni temu rewelacyjny pomysł na zagospodarowanie boków szafy zaproponowała Alina z Designyourlife.pl, która wykorzystała je do zawieszenia torebek. Innym fajnym pomysłem jest przybicie listewek, na których możemy zawiesić apaszki, paski, a panowie krawaty. To samo można zrobić po wewnętrznej stronie skrzydeł drzwi. 
Szale można zawiesić w szafie również wykorzystując zwykły wieszak:


Istnieją też specjalne wieszaki z dziurkami czy pętelkami, przez które można przewieszać szaliki - według mnie jednak lepiej wykorzystać taki zwyczajny do ubrań, bo w sumie nie ma różnicy, a taki normalny mamy już w szafie.

Wykorzystujecie którąś z podanych przeze mnie propozycji?

Zobacz facehairbodycare na Facebooku i na Instagramie

Pozdrawiam wszystkich
Asia

Jak zorganizować swoją szafę? cz.I - szuflady, małe szafki, buty

Cześć kochani! 

Nie wyobrażam sobie funkcjonowania bez dobrze zorganizowanej szafy. Przy sporej ilości ubrań, brak odpowiedniej organizacji prowadzi do potwornego chaosu, często zapominamy przez to o wielu swoich ubraniach, mamy duży problem z ich odnalezieniem. W dzisiejszym poście przedstawię Wam kilka moich wskazówek dotyczących organizacji szafy, a także utrzymania w niej porządku. Zapraszam do czytania :)


Zacznę może od tego, że często nie mamy wpływu na to, jakiego rodzaju szafy mamy w domu - chociażby w sytuacji, gdy mieszkanie wynajmujemy. Dlatego też zaprezentuję Wam kilka sposobów na organizację różnych sposobów przechowywania ubrań.

Szuflady 
Zazwyczaj w szufladach przechowujemy rzeczy stosunkowo drobne, np. bieliznę, paski. W tym przypadku, bardzo dobrze sprawdzają się pudełka z przegródkami. W zależności od tego, co zamierzamy w nim przechowywać, przegródki mogą być większe lub mniejsze. Ja osobiście posiadam takie z kilkunastoma małymi, kwadratowymi przegródkami, bo używam go przede wszystkim do przechowywania skarpet (zakupiłam je w Jysku). Bez problemu mogą go używać także panowie do przechowywania np. zwiniętych krawatów.


Inną rzeczą, którą warto przechowywać w szufladach, są tank topy, t-shirty, rzeczy, które tak bardzo się nie gniotą. Bardzo ważny jest jednak sposób składania takich ubrań:

Ubrania złożone w ten sposób układamy jedno za drugim tworząc w szufladzie rzędy. Tym sposobem, w jednej przeciętnej wielkości szufladzie jesteśmy w stanie zmieścić o wiele więcej koszulek, niżbyśmy składali je w sposób standardowy i układali jedną na drugiej. Dokładnie widzimy także co gdzie leży, nie mamy problemu z odnajdywaniem ubrań.

Warto wypracować sobie także klucz organizacyjny: w mojej szufladzie zaczynam od tank topów, które są ułożone od białego przez kolorowe do czarnego, potem idą koszulki z krótkim rękawem ułożone kolorystycznie w ten sam sposób i koszulki z długim rękawem. Gdy ubrania wracają z prania odkładam je na to samo miejsce i nigdy przenigdy nie mam problemu z szukaniem ich.

Małe szafki, wysokie półki
Tego typu miejsca do przechowywania są o tyle problematyczne, że często ciężko je racjonalnie zagospodarować. Są one często za wysokie, aby poukładać w nich ubrania jedno na drugim, gdyż zaczną się przewracać, nie nadają się do trzymania żadnych mniejszych rzeczy luzem, bo zrobi się wielki bałagan. Są jednak fajne sposoby na zorganizowanie tych miejsc:

1. małe pudełka, koszyczki
Świetnie nadadzą się do zorganizowania rzeczy małych, których nie możemy trzymać gdzie indziej, np. z racji braku szuflad. Można kupić kilka i ustawić je jedno obok drugiego i w jednym trzymać paski, w innym skarpety, w kolejnym rajstopy. Tworzymy sobie wówczas tak naprawdę system wielu małych szufladek.
2. duże pudła, kosze
One sprawdzą się szczególnie w przypadku dość wysokich szafek, których często w ogóle nie ma jak zagospodarować. Kosze pełnią wówczas rolę po pierwsze organizacyjną, a po drugie ograniczającą - ubrania nie będą się przewracać. Sama posiadam właśnie taką szafkę, w której trzymam dwa spore kosze, a w nich poskładane piżamy, ubrania na siłownię i tego typu rzeczy. Świetnie nadadzą się też do trzymania szali, czapek itp. 


Kolejnym sposobem na wykorzystanie takich miejsc, jest przechowywanie w nich np. torebek - wówczas jedna stoi obok drugiej, wszystko widać, jeśli wypchamy torebki gazetami to na pewno się nie odkształcą. 

Buty
Nie każdy z nas posiada całą osobną szafkę na buty, często musimy się zadowolić jedynie półką na buty na dole szafy wiszącej albo... podłogą. Jednym ze sposobów na zorganizowanie swoich butów w takiej sytuacji są wiszące kieszenie na buty jak tutaj. Mimo że funkcjonalny sposób, uważam go za wyjątkowo brzydki. Prędzej użyłabym go do organizacji jakiś innych bibelotów. Głupio by mi było, gdybym otworzyła drzwi szafy, a na wysokości mojej twarzy witałyby mnie moje trampki... No ale to już inna kwestia. 
Ze swojej strony polecam płaskie, ale dość spore koszyki - warto, żeby były wykonane z tworzywa sztucznego (aby można je było łatwo umyć), żeby nie miały pokrywy i żeby nie były całe zabudowane, jak np. ten. W takich koszyczkach można trzymać buty, które można położyć jeden na drugi i raczej się przy tym nie pobrudzą, np. baleriny, klapki, płaskie sandały, jakieś ciemniejsze trampki. Trzeba jednak wówczas pamiętać o utrzymaniu butów w czystości ;). Jest to bardzo dobry sposób z dwóch prostych przyczyn - buty zawsze są do pary i zajmują one objętościowo mniej miejsca, niż gdyby stały jeden obok drugiego.

Innym sposobem na przechowywanie butów (pod warunkiem, że mamy trochę miejsca) jest po prostu trzymanie ich w pudełkach, w których je zakupiliśmy. Pudełka takie mają zawsze oryginalną naklejkę z rozmiarem, typem buta, często również ze zdjęciem, więc nie będzie problemu z przekopywaniem się przez pudełka w poszukiwaniu konkretnej pary. 

W środę pojawi się druga część posta, a w niej porady dotyczące organizacji szafy wiszącej.

Jak Wy organizujecie swoje ubrania? 

Zobacz facehairbodycare na Facebooku i na Instagramie

Pozdrawiam wszystkich
Asia

Tydzień w zdjęciach (13)

Cześć kochani!

Dziś będzie chronologicznie :)

1. W poniedziałek otrzymałam fenomenalny prezent, o którym marzyłam już od dłuższego czasu - był to jeden z głównych punktów mojej wishlisty, o której pisałam w styczniu, a jest to mój HTC One Mini. Co mogę powiedzieć? To była miłość od pierwszego uruchomienia :D Jest po prostu fenomenalny, różnica technologiczna między nim, a moim poprzednim HTC Desire S jest naprawdę ogromna. W dodatku jest przepiękny <3. 


2. We wtorek wybrałam się na nasz toruński blogowy event, czyli Toruń Blog Meeting. Mój outfit z tego dnia prezentuje się następująco:
żakiet, bluzka, spódnica, naszyjnik - Mohito
kozaki - Venezia
Wbrew pozorom Mohito mnie nie sponsoruje - tak po prostu wyszło ;)


3. A tu już zdjęcie z samego Toruń Blog Meeting. Spotkanie odbyło się już po raz ósmy, ja jednak byłam na nim drugi raz. Przyznam szczerze, że frekwencja przerosła moje najśmielsze oczekiwania, gdyż było nas dobrze ponad 30. Uwielbiam spotkania tego typu, są dla mnie niesamowicie inspirujące, poznaję mnóstwo bardzo ciekawych ludzi. Jedyne czego żałuję to to, że nie uczestniczy w nich więcej blogerek piszących w podobnych tematach do mnie. Jakkolwiek by nie patrzeć, było super i już czekam na kolejne spotkanie :)
Wszystkich blogerów z Torunia i okolic zapraszam do polubienia fanpage'a Toruń Blog Meeting, będziecie wówczas na bieżąco ze wszystkimi datami, jakbyście oczywiście zechcieli wpaść :) 
Zdjęcie pożyczyłam z fanpage'a Hanza Cafe, w której spotkanie się odbyło.

 4. W piątek jak wiadomo były walentynki - niestety mojego chłopaka nie ma obecnie w kraju, więc randki jako takiej nie było :<. Moją walentynką została więc moja mama, która sprezentowała mi przepiękny bukiet różowych tulipanów i wielkiego lizaka-serducho. Zdjęcie zostało zrobione moim nowym telefonem, więc możecie zobaczyć, jak jego aparat działa w akcji :)

 5. W sobotę wybrałam się z koleżanką na babskie pogaduchy - jak zwykle miejscem naszego spotkania był Manekin - nasza toruńska sieć naleśnikarni, która ma swoje restauracje także w kilku większych miastach Polski, m.in. w Warszawie czy w Łodzi. Bohaterem zdjęcia jest mój ulubiony wytrawny naleśnik, czyli indyjski (z kurczakiem, pomidorami, odrobiną ryżu, wszystko dobrze doprawione) z łagodnym sosem pomidorowym. Mimo że byłam głodna, nie dałam rady zjeść całego :) Jeśli będziecie w Toruniu, to w przerwie między pochłanianiem kilogramów pierników, koniecznie wpadnijcie do Manekina. Jeśli Wasz wybór padnie na którąś z restauracji Manekina na Starówce, to polecałabym jednak ten przy ulicy Wysokiej, a nie na Rynku Staromiejskim - jest dużo większy i bardziej klimatyczny. 

 6. W niedzielę czas na odrobinę słodkiego nicnierobienia, czyli magazyny, które czekają na przeczytanie i pyszna biała herbata.

 Jak Wam minął ostatni tydzień? 

Zobacz facehairbodycare na Facebooku i na Instagramie

Pozdrawiam wszystkich
Asia

Dlaczego moda na minimalizm kompletnie do mnie nie trafia

Cześć kochani!

Od kilku miesięcy na wielu blogach i na wielu kanałach na YouTube panuje moda na minimalizm - dziewczyny wyrzucają połowę swoich ubrań i kosmetyków i mówią o tym, jak bardzo są dzięki temu szczęśliwe. Gdy czytam posty i oglądam filmiki na ten temat, przyznam szczerze, że jedyne co robię, to kręcę głową z niedowierzania. No bo sorry - jakim cudem jakakolwiek kobieta może być taaaaka szczęśliwa posiadając 3 bluzki i 2 pary spodni? 



Zacznę może od tego, że w dzisiejszym świecie tak bardzo opanowanym przez konsumpcjonizm, w którym telefony i samochody są mądrzejsze od przeciętnego gimnazjalisty, bardzo przydatna jest alternatywa dla takiego stylu życia, którą logicznie zwie się minimalizmem. Niestety wydaje mi się, że niektórzy kompletnie nie rozumieją znaczenia tego słowa. 
Ogólnie rzecz biorąc minimalizm (za SJP) to "ograniczenie do minimum wymagań, potrzeb, dążeń itp.", jednak niektórzy postrzegają to słowo jako synonim:

1. porządku
Dlaczego, gdy ktoś ogarnia swoją szafę, czyli wyrzuca ubrania, które są zniszczone albo nie pasujące, albo gdy ogarnia swoją kosmetyczkę, czyli wyrzuca kosmetyki przeterminowane, to nie robi już najzwyczajniejszego porządku tylko "staje się minimalistą"? 

2. zdrowego rozsądku
Powstrzymanie się od kupienia dwusetnego lakieru do paznokci albo trzydziestej szmatki z Bershki także nie jest minimalizmem, ale zdrowym rozsądkiem. W takiej sytuacji nie dziwię się, że można być przytłoczonym ilością posiadanych rzeczy, jednak też ciężko tu mówić o jakimkolwiek minimalizmie - raczej o pójściu po rozum do głowy.

3. "nadal kupuję dużo, ale przynajmniej z kaszmiru i wełny merynosa" 
Co to za "minimalizm", kiedy kupuje się mnóstwo ubrań, które będą modne może jeszcze w następnym miesiącu, a potem będą nadawały się tylko na randkę z telewizorem? Bluza ze zdjęciem kota w lennonkach nie stanie się klasykiem, nawet jeśli będzie zrobiona z nie wiadomo jakiego materiału.

Niestety często wizje przedstawiane w książkach, artykułach czy postach są bliższe ascetyzmowi, a nie minimalizmowi. Komponowanie szafy, która składa się z 10 czy 15 ubrań brzmi dla mnie, jak najgorszy koszmar, a nie coś, do czego chciałabym dążyć. Tym bardziej mnie to dziwi, bo jeszcze nie tak dawno temu nasi rodzice czy dziadkowie musieli żyć w czasach, w których taka szafa była codziennością - nie słyszałam, żeby ktoś wspominał ten aspekt z rozrzewnieniem. Dlatego między innymi nie rozumiem tego, że ktoś nie chce po prostu cieszyć się możliwością wyboru. 

Jeżeli chodzi o modę, to znacznie bardziej trafiają do mnie postulaty slow fashion, który zakłada przedkładanie jakości nad ilość, posiadanie pewnych klasyków w szafie, ale także i tu potrzebny jest umiar i dystans w podejściu do tego trendu. 

Podsumowując - rzeczony "minimalizm", tak samo jak paleo, dieta raw, czy inne style życia, które opierają się na totalnym wyeliminowaniu jakiś produktów, czy na kompletnym podporządkowaniu mu swojego życia, są według mnie zbyt ekstremalne. Wszystko jest dla ludzi, pod warunkiem, że zachowamy zdrowy rozsądek.

Jak Wy podchodzicie do tego trendu? Popieracie czy jesteście przeciwne?

Polub facehairbodycare na Facebooku

Pozdrawiam wszystkich
Asia

P.S. Zapraszam Was także na mój profil na Instagramie :)

Doświadczanie jako pierwszy krok do szczęścia

Cześć kochani!

Dzisiejszy post inauguruje serię postów poświęconych szczęściu, radości z życia, czyli temu, co moim zdaniem jest właśnie w życiu najważniejsze.


Zacznę od tego, że wbrew temu, co mówią przysłowia czy różne porzekadła, szczęście do nas nie przychodzi. Szczęście wypracowujemy sobie sami, jako efekt pracy nad swoją mentalnością, nad postrzeganiem różnych zjawisk, nad naszą życiową filozofią. Dzięki tym zmianom nie tylko czerpiemy radość z naszego codziennego życia, ale także łatwiej przychodzi nam się mierzyć z różnymi przeciwieństwami losu.

Dzisiejszy post poświęcony jest doświadczaniu każdej pojedynczej rzeczy, która nas otacza, którą czujemy i o odczuwaniu z tego wielkiej przyjemności. Idzie za tym znaczna poprawa jakości naszego życia.

Żyjemy w świecie, w którym każdy jest niesamowicie zajęty, zabiegany, wszystko robimy w jakimś dziwnym niekończącym się pędzie. Ja jestem zwolenniczką tego, żeby móc się na trochę zatrzymać i najzwyczajniej obserwować i czuć, żyć tu i teraz. Nie uciekać ciągle myślami do tego, co będziemy robić za chwilę, za trzy godziny czy za trzydzieści lat.

Zastanów się, jak wygląda Twoje śniadanie (o ile w ogóle je jesz) - zalewasz płatki zimnym mlekiem, wstawiasz wodę na kawę albo podgrzewasz w mikrofalówce tę z wczoraj. Jesz w biegu między zakładaniem rajstop a malowaniem ust. Śniadanie w takiej sytuacji jest po prostu zwykłym zaspokojeniem fizjologicznego odczucia jakim jest głód. Nie czerpiesz z tego żadnej przyjemności, a jedynym uczuciem związanym z tym posiłkiem jest towarzysząca przez kilka godzin zgaga. 
A teraz wersja alternatywna - wstajesz trochę wcześniej wcześniej (dnia poprzedniego również kładziesz się wcześniej) i na śniadanie przygotowujesz sobie przepyszną owsiankę lub omlet, do tego rewelacyjna, aromatyczna, świeżo zaparzona kawa czy herbata. Wszystko na ładnym talerzu, przy kuchennym stole, i po prostu jesz i delektujesz się swoim śniadaniem. Każdy kęs sprawia przyjemność, czujesz fakturę jedzenia, jego dokładny smak i zapach. Taki posiłek da Ci mnóstwo radości na cały dzień też dlatego, że czujesz, że zrobiłeś coś dobrego zarówno dla swojego ciała, jak i duszy. 

Zwróć uwagę na przyrodę. Kiedyś w ogóle nie zwracałam na nią uwagi - pory roku przychodziły i mijały, a ja jedyne co zauważałam to zmiana temperatury i ubrań na cieplejsze czy lżejsze. Dziś jest zupełnie inaczej i choć raczej nie jestem typem człowieka, który szczególnie lubi spacerować po lesie, to dostrzegam wszystkie zmiany przyrody wokół mnie i czerpię z nich radość. 

Gdy słuchasz muzyki, niech nie będzie ona tylko po to, żeby mruczała gdzieś w tle. Zamknij oczy, skup się na niej, poczuj ją. Usłysz każdy instrument w danym utworze, każdy dźwięk. Słuchanie muzyki w ten sposób to naprawdę niesamowite przeżycie. 

Im częściej będziesz tak robić, tym częściej złapiesz się na tym, że właśnie te małe, niepozorne rzeczy dają Ci bardzo dużo radości. Weź pod uwagę, że tak naprawdę życie składa się w 90% z tych małych rzeczy, a wielkie życiowe momenty zdarzają się bardzo rzadko, więc dlaczego to one miałyby stanowić o naszym szczęściu?

Tak więc - zwolnij, zatrzymaj się, poczuj i doświadczaj, a Twoje życie zmieni się na dużo lepsze i szczęśliwsze. 

Jakie Wy macie nastawienie? Zwracacie uwagę na małe rzeczy w swoim życiu?

Polub facehairbodycare na Facebooku

Pozdrawiam wszystkich
Asia

Tydzień w zdjęciach (12) + minihaul

Cześć kochani!

Kolejny tydzień za nami, a więc czas na zdjęcia :) Sesja dalej w toku, jutro mam przedostatni egzamin (wszelkie kciuki mile widziane! :D), a do kolejnego aż 17 dni przerwy - oczywiście zajęcia będą odbywać się normalnie :< Plan na nowy semestr mam do d*py, więc nie jestem do niego najlepiej nastawiona... No ale mówi się trudno ;)
Dzisiejszy tydzień w zdjęciach to będą przede wszystkim różne nowości, które trafiły w moje ręce :)

Zacznę może od zakupów do domu. Niestety my - kujawiaki-biedaki nie mamy w pobliżu żadnej Ikei (najbliższa jest w Gdańsku...), więc gdy moja siostra przy okazji była w Ikei we Wrocławiu to poprosiłam ją o kilka dupereli.

Jako pierwszy uchwyt na serwetki, który ja planuję wykorzystać na różne papiery i dokumenty, które muszę raczej trzymać na wierzchu, bo inaczej o nich zapomnę :) Jest prześliczny i był bardzo bardzo tani, bo kosztował 10 zł.

2 zwykłe metalowe doniczki, z którymi planuję moje pierwsze konkretniejsze DIY :D Jak się uda, to na pewno zaprezentuję na blogu.

I klasyk - ażurowy lampion, którego ja jednak używam jako... lampion ;) Wiem, że sporo dziewczyn trzyma w nich np. pędzle albo długopisy, dla mnie jednak jest najfajniejszy po prostu jako lampion.

Teraz moje małe zakupy kosmetyczne:

Od jakiegoś czasu szukałam fajnego regenerującego kremu pod oczy na noc i przyznam szczerze, że przymierzałam się już do zakupu jakiegoś kosmetyku ze średniej-wyższej półki, a tu w Rossmannie trafiłam na krem pod oczy o naprawdę bardzo ładnym składzie z niezłym potencjałem za - uwaga, uwaga - 7 czy 8 złotych! Jestem bardzo ciekawa jego działania :)

A tu prosto zza oceanu przyleciały do mnie revlonowskie lip butters w kolorach 010 Raspberry Pie i 090 Sweet Tart. Mocno kombinowałam z kolorami zdjęcia, bo chciałam dobrze oddać rzeczywisty odcień szminek, niestety nie do końca mi się udało, bo na żywo są chłodniejsze w barwie. Każdą z nich miałam już na ustach i na tę chwilę jestem zadowolona :)

A tutaj moje nowe buciki - pokazywałam je już Wam na fanpage'u. Dokładnie takich szukałam przez dobre 1,5 roku, ale niestety większość butów tego typu jest dla mnie o wiele za szeroka. Z pomocą przyszła mi Zara Kids, skąd pochodzą te butki :) Teraz tylko czekam na wiosnę i będę w nich biegać!



A na koniec małe słodkie co nieco, czyli mrożony jogurt z Redberry :) Jako dodatki wzięłam gruszkę i winogrona. Uwielbiam ich desery!

Ja tymczasem uciekam do rachunkowości :<

Jak Wy spędziłyście swój tydzień? Kupiłyście coś ciekawego?


Polub facehairbodycare na Facebooku

Pozdrawiam wszystkich
Asia

Moje wnętrzarskie inspiracje

Cześć kochani!

Kilkakrotnie na blogu wspominałam Wam, że interesuję się wystrojem wnętrz, a w sumie nigdy nie pisałam jaki styl preferuję, ani co ogólnie mi się podoba.

Gdybym miała podać styl, który jest mi najbliższy, to z pewnością byłby to styl skandynawski - bardzo lubię takie neutralne barwy, otwarte przestrzenie, dużo drewna i światła, proste meble, do tego ocieplenie wnętrza wieloma poduchami, miłym dywanem.

Przykładowe salony, które bardzo mi się podobają:






















































Sypialnie









































Kuchnie - jeśli chodzi o kuchnie to wiele skandynawskich propozycji mi się nie podoba, wolę "ciepłe" kuchnie, ale nadal w jasnych barwach, takie, w których są rzeczy na blatach, nie jest tak sterylnie, lubię też urok niewielkich, sprytnie zaprojektowanych kuchenek :)

(boski toster!)

Łazienki - podobają mi się elementy drewna i nie lubię, gdy wszystkie ściany są w kafelkach - bardzo podobają mi się jakieś ładne obrazki na ścianach, drabina jako wieszak do ręczników

(tu bym trochę pozmieniała - podłogę wymieniłabym na jasne drewno, krany na bardziej nowoczesne i ogólnie zmieniłabym tonację na cieplejszą)


(tu też trochę za chłodno, ale świetna półka DIY z drabiny)

Miałam straszny problem, żeby znaleźć łazienkę, która w pełni mi się podoba, przeszukałam pół Internetów i nie znalazłam.

źródła: 12345, 6, 7, 8, 9

Jakie wnętrza Wy lubicie? Podobne jak ja, czy zupełnie inne?


Polub facehairbodycare na Facebooku

Pozdrawiam wszystkich
Asia