Ulubieńcy października - kosmetyczni i niekosmetyczni

Cześć wszystkim!

Koniec października, a więc czas na ulubieńców :)

Ulubiony kosmetyk do twarzy
Jest to kosmetyk, o którym jeszcze nie wspominałam na blogu i nie chcę jeszcze za dużo pisać na jego temat, bo poświęcę mu cały oddzielny post, chciałam jednak zaznaczyć, że jest to kosmetyk warty uwagi. Mowa o mydle z Aleppo z czarnuszką. Nie chcę mówić nic na temat jego działania, bo cały czas jestem w fazie testu, ale polubiliśmy się i bardzo przyjemnie mi się go używa :) Zdjęcia nie wstawiam, bo moje mydło jest już całe pomazane, bez tego pięknego tłoczenia.

Ulubiony kosmetyk do włosów
Tutaj też kosmetyk, o którym jeszcze nie pisałam na blogu, a używam go od 1,5 miesiąca. Jemu też poświęcę w najbliższym czasie cały post. Ostatnio w ulubieńcach wylądował balsam do włosów, a tym razem jest to jedwab w płynie z Green Pharmacy. Przebił moje ulubione serum z L'Biotiki z prostej przyczyny - jest tańszy i co najmniej dwukrotnie wydajniejszy.


Ulubiony kosmetyk do ciała
Mój ukochany żel pod prysznic firmy Planeta Organica z organicznym masłem Shea, który praktycznie już mi się skończył :<. Muszę jak najszybciej zamówić kolejną butelkę! Jego recenzję możecie znaleźć tutaj.


Ulubiony kosmetyk kolorowy
To także produkt, o którym powstanie osobny post (ile recenzji w kolejce do napisania!), a jest nim tusz do rzęs Eveline Cosmetics Big Volume Lash Professional Mascara, którą pokochałam od pierwszego nałożenia, bo jest naprawdę świetna!


Ulubiony lakier do paznokci
Wiem, że lakier to też kosmetyk kolorowy, ale musiałam napisać nie o jednym, ale o dwóch fantastycznych lakierach, w których się zakochałam. Oba to lakiery piaskowe, jeden to Lovely Baltic Sand nr 3, a drugi Wibo Wow Glamour Sand nr 1.
Na prośbę Zielpy wrzucam swatche :)



Ulubione wyjście
Jeszcze się nie odbyło - mam nadzieję, że dzisiejszy wieczór przebije wszystkie dotychczasowe wyjścia tego miesiąca, bo idę na pierwszą w życiu imprezę halloweenową :D Nie mam szczególnie wyszukanego przebrania, bo nie miałam zbyt dużo czasu by się przygotować, ale i tak nie mogę się doczekać :D

Ulubiona książka
Może nie ulubiona, ale na pewno bardzo ciekawa - biografia Anny Wintour "Zawsze w pierwszym rzędzie. Królowa Vogue'a Anna Wintour" Jerry'ego Oppenheimera. Jest to nieautoryzowana biografia, więc trzeba też podejść do niej z pewnym dystansem i ogólnie książka mogłaby zostać napisana lepiej (jest dużo literówek, błędów w nazwiskach itp.), ale nie zmienia to faktu, że dzięki niej można dobrze prześledzić ścieżkę kariery Anny i dowiedzieć się co nieco o jej życiu prywatnym. Na pewno każda osoba, która interesuje się światem mody powinna przeczytać tę książkę, żeby poznać historię tak niesamowicie wpływowej kobiety jak Anna Wintour.


Ulubiony film
Polecam Wam film, który powinniśmy obejrzeć dopiero za 3-4 miesiące, gdyż jest to film o walentynkach o tytule, który może Was zaskoczyć - "Walentynki". Tak, jest to komedia romantyczna, ale jest to naprawdę przeuroczy film. Zacznę od tego, kto w nim gra - mnóstwo sław! Ashton Kutcher, Julia Roberts, Anne Hathaway, Shirley MacLaine, Jessica Biel, Hector Elizondo, Jamie Foxx, Bradley Cooper, Jennifer Garner, Jessica Alba, Taylor Swift, Taylor Lautner, Patrick Dempsey i Eric Dane (Dr Shepherd i Dr Sloan z Chirurgów <3).

źródło: www.filmweb.pl

A jacy są Wasi ulubieńcy października? Jak minął Wam ten miesiąc?


Zapraszam na mój profil na Facebooku


Pozdrawiam
Asia

Skąd czerpać pozytywną energię od samego rana?

Cześć wszystkim!

Raczej ciężko zauważyć tego typu cechy charakteru przez bloga i bardzo prawdopodobne, że jeszcze tego o mnie nie wiecie, ale jestem osobą bardzo pozytywnie nastawioną do życia i świata, na co dzień mam dużo energii i do znacznej większości sytuacji podchodzę optymistycznie, a przynajmniej neutralnie. W większości wynika to z mojego usposobienia, spójrzmy prawdzie w oczy - ze smurfa Marudy raczej nie zrobi się ktoś pełny radości życia, ale chciałam się z Wami podzielić moimi kilkoma wskazówkami dotyczącymi tego, jak dodać sobie pozytywnej energii na co dzień od samego rana.

www.tumblr.com

Co możecie zrobić rano, żeby od chwili, w której wstaniecie z łóżka (obojętnie którą nogą ;)) tryskać energią?

Zrealizuj jakieś zadanie
Potraktujcie nawet standardową codzienną czynność jak pościelenie łóżka czy wyprasowanie koszuli, jako wypełnienie pewnego zadania. Od razu poczujecie, że coś już tego dnia zrobiliście i może dać to Wam kopa motywacji na cały dzień

Zrób coś dla siebie
Każdego dnia rano siadam przed lusterkiem i jakieś 20 minut spędzam na robieniu makijażu. Przy tym oglądam sobie krótki odcinek ulubionego serialu albo filmik na YouTube moich ulubionych vlogerek. Jest to mój rytuał, który wykonuję dzień w dzień od kilku lat i nie wyobrażam sobie żeby zabrakło go w moim planie dnia. Dzięki temu wyglądam i czuję się o niebo lepiej, sądzę, że nie miałabym zbyt fajnego humoru, gdybym miała wyjść na zajęcia w wersji saute. Może to być coś innego - wyszukane śniadanie, robienie pięknej fryzury, długi spacer z psem albo po prostu chwila relaksu z książką i kawą. Po prostu znajdź sobie pewien rytuał, dzięki któremu na samym początku dnia poczujesz się lepiej, na pewno doda Ci to energii.

Śpiewaj!
Ale tak porządnie! Nie ma to być żadne mru mru pod nosem, tylko śpiew pełną piersią. Zaśpiewaj I will always love you albo I need a hero pod prysznicem, w samochodzie, nieważne czy jesteś drugą Whitney Houston czy zwierzęta uciekają przed Tobą, gdy zaczynasz śpiewać, po prostu zrób to. Dzięki śpiewowi będziesz porządnie, głęboko oddychać, dzięki czemu Twój mózg obudzi się i będzie mógł dobrze działać, zaangażujesz przeponę i wiele mięśni, no i będzie przy tym tyle radości! Ja zawsze śpiewam rano w samochodzie, zazwyczaj do piosenek lecących w Radio Zet Gold, gdzie leci mnóstwo starych hitów i jest mi smutno, gdy dojeżdżam na miejsce, a jeszcze nie skończyłam śpiewać piosenki. Polecam!

Wypróbuj jogę
albo chociaż się dobrze porozciągaj. Rozciągnięcie stawów i mięśni zaraz po wstaniu skutecznie nas pobudzi, przygotuje nasz organizm do działania, dzięki temu od razu będziemy wykonywać wszystkie czynności precyzyjniej, nie będziemy szli, by wstawić wodę na kawę/herbatę jak zombie do świeżego mózgu. Porządne porozciąganie się rano naprawdę może nas pobudzić lepiej niż kawa.
Jeśli chodzi o jogę, zazwyczaj rano polecanych jest kilka podstawowych asan, nic skomplikowanego, polecam ten filmik, ten artykuł i ten.

Nie narzekaj
Narzekanie to nasz sport narodowy. Gdyby była taka konkurencja sportowa, to na pewno mielibyśmy złoto olimpijskie ;). Tak serio - tak naprawdę rzeczywiście tak jest. Doszło nawet do tego, że jak ktoś nie narzeka, tylko jest pozytywnie nastawiony, zostaje nazwany naiwnym lub naćpanym. A przecież przez to stajemy się smutniejsi, bardziej ponurzy i posępni, a rozmowa z nami sprawia innym ból. Najprostszym sposobem i pierwszym krokiem do zarzucenia narzekania jest nie narzekanie na rzeczy, których nie możemy zmienić. Wstajesz, patrzysz przez okno, pada deszcz. Zaczynasz narzekać, że pada deszcz, potem zaczynasz się nakręcać, a to że pies po spacerze będzie śmierdział, a to że włosy zaczną się puszyć. To kolejne rzeczy, na które nie masz wpływu. Ale - możesz podejść do tego pozytywnie. Pomyśl sobie, że skoro pada, możesz włożyć swoje piękne różowe kalosze, a pies po spacerze będzie latał po mieszkaniu w ręczniku i wyglądał jak lajkonik, a przecież tak Cię to śmieszy. Zawsze szukaj pozytywów.


Jak Wy dodajecie sobie energii z rana? Macie jakieś sposoby?


Zapraszam na mój profil na Facebooku


Pozdrawiam wszystkich
Asia

Trochę nowości kosmetycznych i nie tylko

Cześć wszystkim!

Dziś chciałam Wam pokazać, co ciekawego ostatnio trafiło w moje posiadanie. Między innymi kupiłam rzeczy, o wybór których pytałam Was kilka dni temu w tym poście

Kilka dni temu wybrałam się na zakupy do Hebe i Rossmanna.

W Hebe, jak możecie się domyślić kupiłam suchy szampon Batiste, ostatecznie nie zdecydowałam się na wersję barwioną, m.in. dlatego, że postanowiłyśmy przetestować ten produkt razem z moją mamą, która jest blondynką. Jeszcze nie miałam okazji go użyć, myślę, że zrobię to dzisiaj, jestem bardzo ciekawa :D. Wybrałam wersję Wild, bo chciałam, żeby zapach był jak najmniej intensywny i tak doradziła mi pani ekspedientka. Zobaczymy, czy miała rację :)


W Rossmannie w ostatnim czasie zakupy robiłam dwukrotnie. Za pierwszym razem kupiłam dwa lakiery Lovely - jeden z serii Baltic Sand, drugi z serii Blink blink.
Pierwszy wygląda rewelacyjnie na paznokciach i całkiem długo się na nich utrzymuje.


Drugi niestety raczej nie nadaje się do malowania wszystkich paznokci, nie do końca podoba mi się efekt, więc będę musiała wymyślić coś innego, może będę nim malować tylko jeden paznokieć, a resztę np. granatowym lakierem? Przemyślę to :)


Kolejny raz odwiedziłam Rossmanna przede wszystkim dlatego, że w Hebe chwilowo nie było pomadek Nivea, o których pisałyście w komentarzach w poście o poradę. O dziwo, w Rossmannie również ich nie mieli (mówię o wersji truskawkowej i wiśniowej), więc ostatecznie zdecydowałam się na wersję Vitamin Shake z żurawiną i maliną, gdyż na opakowaniu było napisane, że nadaje ustom subtelny kolor. Nie kłamali, rzeczywiście jest bardzo subtelny, delikatnie pokrywa usta jasnym różem w stylu Airy Fairy z Rimmela (oczywiście nie tak intensywnie jak szminka). Rewelacyjnie pachnie!


Oprócz tego kupiłam bardzo okazyjnie świeczkę o zapachu słodkiej muffinki. Jeny, jak ona pachnie! Naprawdę jak jakiś świetny wypiek, który jest pokryty skorupką z cukru. Zapłaciłam za nią bodajże 3,99.


Ostatnim produktem, który trafił do mojego koszyka jest piaskowy lakier Wibo z serii Wow Glamour Sand (jak przeczytałam nazwę serii prawie umarłam, brakuje jeszcze fabulous :D). Pokochałam go od pierwszego wejrzenia (a już na pewno od pierwszego pomalowania!). Daje niesamowicie ciekawy efekt - wydaje się, że "tło" jest ciemniejsze i matowe, tylko drobinki brokatu się świecą na ciemnozielono. Nie wiem czemu, ale kojarzy mi się to z jakąś piękną ciemną choinką ;)


Chciałam Wam pokazać jeszcze jedną rzecz, której nie kupiłam, lecz kupiła mi ją mama - mianowicie przepiękne pudełko z chusteczkami z Lilibe. Po prostu pokochałam to pudełko, jest śliczne! :D


Macie którąś z tych rzeczy? Kupiłyście ostatnio coś ciekawego?



Zapraszam na mój profil na Facebooku


Pozdrawiam wszystkich
Asia

Recenzja: tybetańska odżywka do włosów Planeta Organica

Cześć wszystkim!

Nadszedł czas na recenzję tybetańskiej odżywki do włosów od Planety Organiki, którą testuję już od prawie 3 miesięcy (jeżu, kiedy to zleciało?!). Myślę, że sporo z Was zna tę odżywkę lub którąś z jej sióstr (wiem, że jest prowansalska, fińska, marokańska, turecka i chyba jeszcze kilka). Ta jest moją pierwszą z tej serii, więc będę bardzo wdzięczna, jeśli napiszecie kilka słów opinii o jej siostrach (oczywiście jeśli testowałyście :)), żebym miała rozeznanie, którą następną wypróbować :)


Opakowanie
Niesamowicie mi się podoba, jest przepiękne! Prosta, brązowa butelka z pompką, bardzo estetyczna etykieta, która od razu kojarzy się z naturą, nawet logo marki jest bardzo ładne i dopracowane.

Skład
Jest fantastyczny. Mnóstwo roślinnych ekstraktów, np. z kocanki, z szarotki alpejskiej, z oregano, z anyżu, z goździka, z szafranu, z kurkumy, z nawłoci, z łubinnika alpejskiego, a także organiczny olej z białego imbiru. Mamy także w składzie odrobinę quaternium-87.

Skład: Aqua with infusions of Organic Zingiber Officinale (Ginger) Root Oil (organic oil of whiteginger), Organic Helichrysum Arenarium Extract (organic extract bescmertnika), Leontopodium Alpinum Flower / Leaf Extract (extract of edelweiss), Thermopsis Alpine Extract (extract Thermopsis Alpine), Origanum Majorana Leaf Extract (extract of oregano), Pimpinella Anisum (Anise) Seed Extract (anise extract), Eugenia Caryophyllus (Clove) Seed Extract (extract of clove), Crocus Sativus Flower Extract (extract of saffron), Curcuma Longa Root Extract (extract of turmeric) Solidago Virgaurea (Goldenrod) Extract (extract goldenrod); Cetearyl Alcohol, Glycerin, Behentrimonium Chloride, Cetrymonium Chloride, Quaternium-87, Hydroxyethylcellulose, Cetrimonium Bromide, Benzyl Alcohol, Sorbic Acid, Benzoic Acid, Citric Acid, Parfum.

Cena, pojemność, dostępność, wydajność
Za 280 ml produktu, w zależności od sklepu, zapłacimy ok. 17-18 złotych. Ja swoją kupiłam w sklepie Triny.pl i zapłaciłam równo 17 zł. Jest dostępna w kilku internetowych sklepach oferujących rosyjskie kosmetyki. Wydajność nie powala - pojemność jest niewielka, a przy mojej długości włosów trzeba jej nałożyć dość sporo. Myślę, że gdybym stosowała ją częściej, to już dawno by jej nie było.

Moja opinia
Bardzo lubię tę odżywkę za wszystkie doznania "zmysłowe". Uwielbiam to, że jest zielona, że fenomenalnie pachnie, a jej zapach przez długi czas utrzymuje się na włosach. Nawet lubię dźwięk, który towarzyszy wydobywaniu kosmetyku przez pompkę :D. Jeśli chodzi o działanie na włosach, efekt też jest bardzo fajny - są zdyscyplinowane, wygładzone, dobrze nawilżone - nie ma mowy o żadnym przesuszeniu. Przydałoby się jedynie więcej blasku.

Plusy i minusy
+ bardzo fajne nawilżenie i wygładzenie
+ cudowny zapach, który utrzymuje się na włosach
+ świetne wrażenia przy stosowaniu produktu
+ przepiękny skład

- stosunek cena-pojemność jest dość niekorzystny, przykładowo: za złotówkę więcej możemy mieć 600 ml balsamu propolisowego Babuszki Agafii
- efekt nie jest w stu procentach zadowalający

Podsumowanie
Odżywka jest bardzo fajna i lubię jej używać, ale chyba raczej nie kupię jej ponownie, a przynajmniej nie od razu, gdy się skończy. W podobnej cenie mogę mieć produkt o lepszym działaniu i o ponad dwukrotnie większej pojemności.

Używałyście jej? A może którejś z jej sióstr?

Pozdrawiam wszystkich
Asia

10 największych modowych grzechów

Wiem, że mój blog nie jest poświęcony modzie (swoją drogą nie przepadam za typowymi szafiarskimi blogami), ale kocham modę i bardzo się nią interesuję, tak więc postanowiłam napisać post z serii "10 grzechów..." także o tym. Mam nadzieję, że czytającym mojego bloga włoso- i urodomaniaczkom spodoba się ten wpis :) Dajcie znać, jeśli chciałybyście poczytać więcej na temat mody na moim blogu.

www.tumblr.com

1. Nieodpowiedni ubiór do okazji
Moda modą, ale są pewne okazje, przy których musimy wyglądać w pewien określony sposób i nie jest to czas ani miejsce na szczególnie wyszukane stroje. Nie mówię, że wtedy nie można wyglądać ładnie, ale na pewno nie wyzywająco czy w sposób, który szczególnie zwraca uwagę. Jakie to sytuacje? Na pewno pogrzeb, matura/egzamin na studiach/obrona, rozmowa kwalifikacyjna.

2. Przekonanie, że żeby wyglądać seksownie, trzeba odsłonić dużo ciała
Myślę, że często podejście kobiet do tego, jak się ubrać, by wyglądać seksownie, zależy od tego, dla kogo chcą tak wyglądać: czy dla swojego faceta, czy np. dla wszystkich facetów. W drugim przypadku dużo kobiet (niestety) decyduje się na wielki kaliber: krótka, obcisła sukienka i duży dekolt, a więc wszystkie "atuty" na tacy. Niestety nie wyglądają wtedy seksownie, raczej wulgarnie i myślę, że nikt, ani mężczyzna, ani kobieta, nie potraktuje takiej pani na poważnie. Dla mnie seksownie = zmysłowo, co może wiązać się z koronką, delikatnymi materiałami, prześwitującymi wstawkami albo nastawieniem na jeden z atutów - dekolt, nogi albo np. plecy. W połączeniu z dobrymi dodatkami i odpowiednim makijażem, no i oczywiście gdy strój jest dopasowany do naszej sylwetki, na pewno uzyskamy pożądany efekt.

3. Nieznajomość swojej sylwetki
Ogólnie rzecz biorąc, istnieją 3 typy sylwetek: gruszka, klepsydra i jabłko, które bazują na proporcjach między ramionami, talią i biodrami. Warto wiedzieć, którym z tych typów jesteśmy, bo dzięki temu będziemy wiedziały, którą część ciała musimy podkreślać, którą chować i jak je korygować, żeby wyglądała na najbardziej proporcjonalną, a więc jak klepsydra. Warto zapoznać się z tym, jak korygować mankamenty swojej figury, gdyż tak naprawdę bardzo często to ważą na tym, jak będziemy w danym stroju wyglądać.

4. Wyrzucanie ubrań tylko dlatego, że są już niemodne
Kojarzycie radę dotyczącą porządków w garderobie, że jeśli nie nosiłyście czegoś przez rok to już pewnie nigdy tego nie założycie? To najbardziej idiotyczna rada, jakiej można udzielić w kwesti ubrań! Ubrania wyrzuca się, gdy są zniszczone, a oddaje się, jeśli już na nas całkowicie nie pasują (w założeniu raczej nie przytyjemy z powrotem tych 10 kg :D). Reszty się nie wyrzuca, tylko przechowuje, bo kiedyś nadejdzie piękny dzień, gdy dany ciuch będzie znowu na czasie. Moda wraca! Ostatnio doszłyśmy z moją mamą do wniosku, że gdyby nie powyrzucała czy nie pooddawała swoich ciuchów sprzed 20 czy iluś lat, to miałybyśmy teraz niesamowicie modne ciuchy. Myślcie o zaoszczędzonych w przyszłości pieniądzach! :D

5. Ślepe podążanie za trendami
Uważam to za jeden z głównych modowych grzechów: noszenie ubrań, które nam się nie podobają tylko dlatego, że są modne. Dla mnie jest to po prostu oznaka braku gustu i w sumie ciężko coś więcej na ten temat powiedzieć.

6. Przekonanie, że czarny wyszczupla
Słuchajcie, rzeczywiście jest tak, że czarne wstawki optycznie zmniejszają dany obszar, przykładowo, gdy pod koszulę w jakimś kolorze włożymy czarny top, a potem rozepniemy kilka guzików, to pomniejszymy optycznie biust, no ale bez przesady. Pani XXL w czarnych legginsach na pewno nie będzie wyglądała szczególnie szczupło. Może rzeczywiście delikatnie szczuplej niż w białych, ale nie może być to usprawiedliwienie dla bezkarnego noszenia ubrań, których przy naszej figurze absolutnie powinnyśmy się wystrzegać.

7. Niechlujny wygląd
Tu już nawet nie chodzi o modę, ale o elegancję - po prostu nawet nie wypada nosić totalnie pogniecionych, poplamionych albo przepoconych ubrań. Możemy nawet nie być ubrane modnie, ale jeśli będziemy wyglądać schludnie to już połowa sukcesu. Ponadto nie należy pokazywać bielizny, szczególnie majtek, nawet jeśli wydaje się nam, że wystające stringi są sexy - otóż nie są. Tym bardziej wystający rowek. Jeśli mamy z tym problem, to polecam zrezygnować z biodrówek lub zainwestować w pasek.

8. Przekonanie, że jeśli coś jest drogie, to na pewno wygląda rewelacyjnie
To jest błąd popełniany szczególnie przez niektóre kobiety w pewnym wieku, załóżmy, że 50+. Często wychodzą z założenia, że kupując ciuchy w drogich sklepach typu Hexeline czy Simple, na pewno będą wyglądać stylowo i po prostu dobrze. Niestety cena ubrania nie zapewni dobrego fasonu czy wzoru, a także dopasowania do naszej sylwetki. Poza tym, osobiście wychodzę z założenia, że kupić fajne ubranie, ale drogie, potrafi prawie każdy, a znalezienie czegoś świetnego za małe pieniądze to już pewnego rodzaju sztuka.

9. Podkreślanie mankamentów swojej figury
Wiadomo też bez przesady, nikt nie zejdzie na zawał, jeśli zobaczy trochę naszych boczków albo kościste ramiona, chodzi jednak o to, żeby nie robić sobie krzywdy ubraniem. Jeśli nasz mankament dodatkowo podkreślimy tak, że będzie to pierwsza rzecz, która rzuca się w oczy, to niestety nawet jeśli ubranie będzie piękne, nie będziemy w tym wyglądać dobrze. Poza tym chodzi też o komfort psychiczny - kojarzycie sytuację, gdy np. spuchnie Wam oko i gdy ktoś na Was patrzy, cały czas myślicie, że pewnie patrzy na to oko? Podobnie jest z tym, gdy wiemy, że nasze ubranie może podkreślać nasze mankamenty.

10. Brak zainteresowania swoim wyglądem
Przyznam szczerze, że znam dość sporo dziewczyn, które nieszczególnie dbają o to, co na siebie zakładają, a przynajmniej sprawiają takie wrażenie i bardzo mnie to dziwi. Wiem, że nie wszyscy muszą interesować się modą, jednak nie trzeba mieć takich zainteresowań, żeby ubrać się w ciekawszy sposób niż sportowa bluza, jeansy i adidasy, w dodatku codziennie tak samo! Jestem też świadoma, że niektórzy nie lubią wyróżniać się z tłumu, dlatego też np. wybierają bardzo stonowane kolory, ale nawet wtedy można pokombinować z fasonami. Nie byłoby fajniej, gdyby zamiast bluzy, jeansów i adidasów założyć fajny kardigan, prostą bluzkę, nawet te jeansy, ale na nogi jakieś fajne botki albo baleriny? Do tego ładna chusta i mamy prosty, stonowany strój, ale jakże ładniejszy i bardziej kobiecy niż ten poprzedni.

Jakie punkty dopisałybyście do tej listy? 



Zapraszam na mój profil na Facebooku


Pozdrawiam wszystkich
Asia

Poradźcie w sprawie kilku kosmetyków!

Cześć dziewczyny!

Dziś standardowe "role" na blogu się zamienią, gdyż tym razem to nie ja będę pisać o konkretnych produktach ani udzielać rad, ale chciałabym, żebyście pomogły mi w wyborze kilku kosmetyków.

Po pierwsze - suchy szampon
Nastawiłam się już na szampon z Batiste i myślałam o wersji medium. Niestety teraz czytam różne opinie i dużo osób narzeka na to, że bardzo brudzi skórę i wszystko dookoła. Z drugiej strony przed chwilą widziałam filmik na YouTube, gdzie dziewczyna robiła "test na żywo" i u niej nic nie brudził. Wiecie skąd może się to brać? Może testowała go któraś z Was?

Po drugie - barwiony balsam do ust
Interesuje mnie jakiś produkt tego typu, zależy mi na tym, żeby był w sztyfcie i nie zawierał brokatu ani drobinek. Kolor - malinowy, koralowy itp., jednak dający subtelny efekt tak, żebym nie musiała nakładać go szczególnie starannie. Widziałam, że ma coś takiego w ofercie Burt's Bees, ale na Allegro w tej chwili są niedostępne. Nie zależy mi na pięknym składzie, bo nie musi to być dla mnie kosmetyk pielęgnacyjny.

Będę niesamowicie wdzięczna za Waszą pomoc :)

Pozdrawiam wszystkich
Asia

Recenzja: naturalny neutralizujący korektor w kremie Logona

Cześć wszystkim!

Nadszedł czas na recenzję produktu, który testuję już od dłuższego czasu - neutralizującego korektora w kremie firmy Logona. Otrzymałam go do przetestowania od sklepu BioPiekno.pl. 

Stali czytelnicy mojego bloga zapewne wiedzą, że mam duże problemy z cieniami w okolicach oczu, a także z naczynkami na policzkach, które wymagają zatuszowania i pod tym kątem testowałam ten korektor.


Opakowanie
Jest standardowe dla tego typu kosmetyków - "błyszczykowe". Jest estetyczne - szara nakrętka, białe napisy, które się nie ścierają. Jest poręczne. 

Skład
Ten korektor jest stworzony z naprawdę świetnych składników. Pierwszy raz testowałam tego typu kosmetyk o tak fenomenalnym składzie. Jest w nim sporo olejów (słonecznikowy, sojowy, jojoba, migdałowy, żurawinowy), ekstraktów (z nasion jabłka, z wodorostów, z kwiatów nagietka), mamy także m.in. witaminę E, pył z kwarcu, ametystu i bursztynu. Niestety większość z tych składników występuje w składzie po substancji zapachowej, a więc ich ilość w kosmetyku jest śladowa.

Skład: Aqua (Water), Helianthus Annuus Hybrid Oil*, Glycerin, Glycine Soja (Soybean) Oil*, Silica, Glyceryl Oleate Citrate, Caprylic/Capric Triglyceride, Coco – Caprylate, Palmitic Acid, Stearic Acid, Cetearyl Alcohol, Parfum (Essential Oils), Hydrogenated Vegetable Oil, Simmondsia Chinensis (Jojoba) Seed Oil*, Isoamyl Laurate, Sodium Stearoyl Glutamate, Xanthan Gum, Magnesium Aluminium Silicate, Lactic Acid, Prunus Amygdalus Dulcis (Sweet Almond) Oil*, Oxycoccus Palustris Seed Oil, Pyrus Malus (Apple) Seed Extract, Alaria Esculenta Extract, Calendula Officinalis Flower Extract*, Sodium Levulinate, Sodium Anisate, Tocopherol, Helianthus Annuus (Sunflower) Seed Oil*, Quartz Powder, Amethyst Powder, Amber Powder, CI 77891 (Titanium Dioxide), CI 77492 (Iron Oxides), CI 77491 (Iron Oxides), May Contain: [+/- CI 77289 (Chromium Hydroxide Green), CI 77499 (Iron Oxides)]

Cena, pojemność, dostępność, wydajność
Za 5 ml w sklepie BioPiekno.pl musimy zapłacić 47,00, a więc całkiem sporo. Jest dostępny w kilku innych sklepach po tej samej cenie. Jest dość wydajny - w 1,5 miesiąca testów zużyłam 1/3 opakowania. 


Moja opinia
Bardzo, ale to bardzo chciałam, żeby ten kosmetyk okazał się być świetny. Zawsze obawiałam się jednej rzeczy w kolorowych kosmetykach naturalnych i moje obawy okazały się być się być słuszne - jest duży problem z zachowywaniem się kosmetyku na skórze. Niestety (zapewne przez brak standardowych silikonów) korektor uparcie nie chce pozostać na swoim miejscu albo wędruje w miejsca, w których go nie chcemy. 
Sytuacja pierwsza - nakładam go pod oczy. Obojętnie czy robimy to przez wklepywanie czy rozcieranie, on od razu roluje się, zbija się w grudki, robią się jakieś dziwne farfocle. Bądź co bądź - nie da się tak wyjść między ludzi ;). 
Sytuacja druga - nakładam go na policzki. Ze względu na większą powierzchnię jakoś udaje mi się go rozsmarować tak, że nie ma zbyt wielu grudek, ale bezczelnie wchodzi w moje rozszerzone pory i wyglądam, jakbym miała zielone piegi. Żeby to usunąć muszę bardzo mocno potrzeć skórę, a wiadomo, że nie o to chodzi...
Na szczęście rzeczywiście neutralizuje zaczerwienienia i ładnie rozjaśnia.

Plusy i minusy
+ neutralizuje zaczerwienienia
+ rozjaśnia obszar, na który go nałożymy
+ ładny skład

- (ogromny) wałkuje się, tworzą się grudki, co uniemożliwia sprawne nakładanie kosmetyku, a wręcz momentami jego użycie
- wchodzi w pory i inne załamania 
- nie wysusza
- cena

Podsumowując
Nie polecam tego kosmetyku, mimo fajnego działania nie jesteśmy w stanie go doświadczyć przez inne wady produktu, które powodują, że nie możemy go w pełni przetestować. Gdyby popracowano nad jego konsystencją to mógłby być naprawdę świetnym korektorem.

Znacie ten korektor? Może poleciłybyście jakiś inny o podobnym przeznaczeniu (neutralizujący zaczerwienienia)?

Pozdrawiam wszystkich
Asia

Jak zdrowo żyć: dlaczego warto się ruszać

Pora na kolejny post z serii "jak zdrowo żyć". Napisałam już post o odżywianiu, w najbliższym czasie pojawi się więcej produktów tego typu, tamten był dość ogólny. Dziś będzie o aktywności fizycznej i o jej wpływie na nasze zdrowie. Jeśli chcecie wiedzieć, dlaczego warto się ruszać z punktu estetyki i zdrowia - zapraszam do czytania :)

www.tumblr.com

Teraz uwaga! Dla każdego z nas istnieje aktywność fizyczna, którą pokocha. Nie wszyscy musimy lubić zajęcia typu BPU, bieganie czy trening siłowy, ale naprawdę uwierzcie mi - jest coś, co pokochacie z całego serca i nie będziecie mogli bez tego żyć. To nie muszą być zajęcia w klubie, mogą to być marszobiegi, nordic walking, truchtanie z psem, ale też tenis stołowy, squash, pływanie, siatkówka, taniec, jest tyle możliwości, że nie wierzę, że jest ktoś, dla kogo nie znalazłoby się coś fajnego.

Zacznę od tego, że obojętnie, ile ważycie, czy jest to ledwie 40 kg czy 100 kg - zawsze warto się ruszać. Z punktu estetycznego - zawsze w naszym ciele jest coś, co możemy poprawić, a nawet jeśli uważamy się za perfekcyjne (chyba nie spotkałam jeszcze takiej osoby), to są rzeczy, nad którymi możemy popracować, takie jak wytrzymałość, rozciągliwość.

Przedstawione przeze mnie poniższe zalety dla zdrowia oczywiście nie dotyczą każdego rodzaju aktywności fizycznej, ale nie chcę też tak bardzo tego uszczegóławiać.

Zalety z punktu zdrowotnego - aktywność fizyczna:
1. Wzmacnia odporność.
2. Zwiększa pojemność płuc.
3. Obniża ciśnienie krwi.
4. Powiększa mięsień sercowy, który dzięki temu pompuje więcej krwi.
5. Chroni przed osteoporozą.
6. Pozwala oczyścić nasze myśli - w przypadku jogi chodzi mi o medytację, w przypadku innych sportów - nie wiem, jak Wy, ale gdy ja ćwiczę, zapominam o tym, że się z kimś pokłóciłam czy że miałam ciężki dzień.
7. Zmniejsza ilość tkanki tłuszczowej - chudnąc odciążamy nasze stawy, zmniejsza się poziom tłuszczu trzewnego (otłuszczenia narządów wewnętrznych).
8. Poprawia nasze zdrowie psychiczne - na zajęciach sportowych możemy poznać nowych znajomych, wyzbyć się negatywnej energii - wykrzyczeć, spocić, zmęczyć się.
9. Sprawia, że jesteśmy szczęśliwsi! Wysiłek fizyczny powoduje wydzielanie endorfin, czyli hormonów szczęścia.
10. Kształtuje charakter - dzięki niemu pokonujemy nasze słabości, zdobywamy cele, mamy nasze małe sukcesy.
11. Często uprawianie sportu idzie w parze z ogólnie pojętym zdrowym stylem życia, z odżywianiem, z traktowaniem dobrze swojego ciała, z rezygnacją z nałogów.

Dodałybyście coś do listy zalet? Jakie jest Wasze podejście do wysiłku fizycznego? Jaką aktywność fizyczną kochacie? Co Wam daje ruszanie się?

Pozdrawiam wszystkich
Asia

Jak ułatwić sobie życie - organizacja czasu

Cześć wszystkim!

Dzisiejszym postem rozpoczynam serię kilku poświęconym ogólnie pojętej organizacji - nie tylko czasu, ale też pokoju, torebki, kosmetyków, ubrań itp. Ogólnie rzecz biorąc jestem osobą zorganizowaną, nie lubię chaosu zarówno w pomieszczeniach, jak i w mojej głowie, czy w rozkładzie dnia, jednak nie mam na punkcie tego świra, nie mam też nerwicy natręctw, więc nie będą to jakieś bardzo udziwnione rady. Wskazówki, które będę Wam podawać są przeze mnie przetestowane i sprawdzone, wszystkie sama stosuję.

źródło: www.tumblr.com

Zacznę od tego, że nie wszystkie wskazówki muszą się u Was sprawdzić, każdy z nas może wypracować swój system i to, że dana rzecz działa u mnie, nie oznacza, że równie dobrze będzie działać u Was. Trzeba dopasować zasady do siebie, tak, żeby było nam najwygodniej, a sposoby dawały maksymalny efekt.

Nie wychodzę z założenia, że żeby zacząć organizować swój czas trzeba zastanowić się, co chcemy robić w życiu itp. Raczej zastanowiłabym się, co chcemy w ten sposób osiągnąć, na co chcemy wygospodarować czas, a na co nie chcemy go trwonić.

Kolejna sprawa - pamiętajcie, że każdy z nas ma dokładnie tyle samo czasu. Dla każdego z nas doba trwa dokładnie tyle samo. Kwestia jest tylko w tym, jakie mamy obowiązki, jak gospodarujemy swoim czasem.

Poświęć chwilę czasu na zaplanowanie następnego dnia
Warto w miarę możliwości ustalić sobie dzień wcześniej, co będziemy robić jutro. Nie mówię oczywiście o zaplanowaniu każdej minuty, ale odpowiedzieć sobie na kilka pytań: gdzie muszę pójść?, co muszę załatwić?, czy muszę gdzieś zadzwonić?, czy muszę się z kimś spotkać?, co zjem na obiad?, co muszę kupić do obiadu? Odpowiedzenie sobie na te pytania spowoduje, że nie będziemy następnego dnia panikować i działać w chaosie. Mamy czas na to, by w miarę możliwości poukładać sobie w głowie, jak mniej więcej będzie przebiegał dzień, w jakiej kolejności zrobić dane rzeczy - podejść do sprawy trochę logistycznie. Jeśli przykładowo macie kilka rzeczy do załatwienia w danej okolicy, to lepiej postarać się (o ile to możliwe) coś poprzesuwać tak, żeby pojechać tam tylko raz. W ten sposób zaoszczędzicie czas na dojazd i pieniądze związane z paliwem czy z biletami komunikacji miejskiej.

Lista rzeczy do zrobienia
Jeśli w ciągu dnia macie sporo małych rzeczy do zrobienia takich jak zadzwonienie gdzieś, odwołanie czegoś, naprawienie jakiejś rzeczy itp., warto sobie wszystko zapisać, żeby o niczym nie zapomnieć. Nie polecam zapisania na liście to-do dużych rzeczy, których wykonanie wymaga dużo wolnego czasu. Mnie przynajmniej coś takiego nie motywuje, lepiej od razu wyznaczyć jakiś konkretny termin i zapisać w kalendarzu. Listę możecie zrobić ręcznie, ja jednak korzystam z aplikacji na Androida o szokującej nazwie ( ;)) To-Do List Widget, którą bardzo Wam polecam. Można konfigurować wygląd naszej listy, kolor tła, wielkość, punktory itp. Podobną funkcję ma też m.in. aplikacja ColorNote, jednak jej używam w tej chwili raczej do jakiś przypadkowych notatek.

Kalendarz
Gdy dowiaduję się o jakimkolwiek terminie - wizyta u lekarza, zwrot książki do biblioteki, egzamin, spotkanie, od razu zapisuję sobie tę datę w kalendarzu - ja korzystam z aplikacji Business Calendar. Bardzo podobają mi się kalendarze książkowe, ale często noszę małą torebkę i musiałabym zostawiać go w domu, a według mnie w kalendarzu chodzi o to, żeby mieć go zawsze przy sobie. Jeśli będziemy wszystko zapisywać na bieżąco, to po pierwsze minimalizujemy prawdopodobieństwo zapomnienia o czymś oraz zaoszczędzamy czas, który stracilibyśmy na dzwonienie i dopytywanie o termin albo paniczne szukanie małej karteczki na której mieliśmy zapisaną datę. Kalendarz pozwala nam mieć wszystko w jednym miejscu - można także w nim prowadzić swoją listę rzeczy do zrobienia na dany dzień.

Jeżeli możesz zrobić coś od razu, to zrób to od razu.
Zacznę od czegoś, co niesamowicie pomogło mi w ogarnięciu zwykłych, codziennych czynności, takich jak umycie brudnego kubka, wyczyszczenie butów albo zadzwonienie do lekarza. Zasada jest absurdalnie prosta, ale rzeczywiście pomaga. Jeśli coś nie wymaga szczególnego nakładu czasu albo odpowiedniej pory dnia czy pomocy kogoś innego, po prostu zrób to w tej samej chwili, w której o tym pomyślisz. Jeśli nie zrobisz tego od razu, to istnieje duże prawdopodobieństwo, że o tym zapomnisz lub że te wszystkie małe rzeczy się nawarstwią i powstanie z tego cała gromada pierdół, co z kolei oznacza sporo czasu, by tym wszystkim się zająć.

Nie trać życia na Kwejku i przed telewizorem
Jeszcze nie tak dawno temu spędzałam długie minuty albo nawet czasem i godziny na przeglądaniu Kwejka. Ta sama sprawa dotyczy innych stron tego typu, takich jak Demotywatory, 9GAG itp. W praktyce wygląda to tak, że siedziałam przed komputerem, robiłam *scroll, scroll*, czas uciekał, a ja oglądałam idiotyczne obrazki. Ok, raz na jakiś czas jest to może być w porządku, ale nie kiedy robi się z tego swoją główną rozrywkę. Dlatego ograniczyłam wchodzenie na strony tego typu. Jeśli chcecie wiedzieć, ile rzeczywiście spędzacie czasu online, polecam Wam raporty RescueTime - znajdziecie w nim informacje, ile czasu łącznie spędziliście w internecie, ile na danych stronach, które z kolei mają przypisane różne kategorie. W wersji rozszerzonej można chyba poustawiać sobie jakieś blokady na strony, ja nie korzystałam, zresztą uważam, że to przesada :)
Jeśli chodzi o telewizję, to mnie sprawa nie dotyczy - nie posiadam nawet telewizora, ale kiedyś miałam i z doświadczenia wiem, że jest to podobny złodziej czasu do internetu. Wiadomo, że nie wszystkie programy są głupie, ale bezsensowne siedzenie i klikanie pilotem nie tylko ukradnie nam czas, ale także wyssie z nas energię do działania na potem. Oglądanie telewizji to fajna sprawa o tyle, że można wykonywać różne czynności jednocześnie, co z kolei pozwoli nam na zaoszczędzenie czasu na potem. Warto połączyć oglądanie ulubionego serialu z ćwiczeniem albo z prasowaniem ubrań.

Nie śpij do oporu
Śpiąc 8 godzin, przesypiamy 1/3 doby. Jeśli przesypiamy 12 to jest już połowa. Czy to nie mnóstwo? Zakładając, że nie jesteśmy małymi dziećmi, nie potrzebujemy tak długiego snu - dodatkowe godziny nie tylko nam nic nie dadzą, ale prawdopodobnie obudzimy się jeszcze bardziej zmęczeni, a w dodatku najzwyczajniej na świecie stracimy czas. Pomijam oczywiście jakieś ekstremalne sytuacje, ale jeśli idziemy spać o północy, to po co spać do 10 czy 12? Jeśli wstaniemy o 8, będziemy mieli cały poranek dla siebie. Poranek, jako pora dnia może być bardzo produktywny, możemy wykonać wtedy dużo zadań albo z kolei może być to czas, w którym posiedzimy samotnie i dodamy sobie energii do działania potem albo możemy spędzić czas z rodziną. Co tylko chcemy - mamy kilka zaoszczędzonych godzin :)

Faktycznie realizuj swoje plany
Jeśli na jeden dzień założymy sobie wykonanie kilku zadań, a potem nie wykonamy żadnego albo większości z nich, a zamiast tego będziemy oglądać śmieszne koty, poczujemy bardzo frustrujące uczucie utraty całego dnia. Dlatego warto zakładać sobie tylko rzeczy, których mamy realne szanse wykonania. Potrzeba też pewnej dawki motywacji, np. jeśli posprzątam łazienkę, to pooglądam sobie w spokoju film.

Deleguj zadania 
Wydaje się, że ta zasada sprawdza się tylko w życiu zawodowym, ale jednak nie zawsze. W życiu osobistym i rodzinnym sprawdza się równie dobrze, jedynie słowo "delegowanie" jest niezbyt ładne, nie znalazłam jednak lepszego. Co mam na myśli? Chodzi o poproszenie bliskich o zrobienie pewnych rzeczy, które zrobią szybciej i sprawniej albo mają chwilę czasu i mogliby Cię trochę odciążyć. Trzeba zerwać z przekonaniem, że nikt nie zrobi czegoś tak dobrze jak Ty. Jeśli jesteś mamą, która ma już dzieci w pewnym wieku, poproś je o pomoc w pracach w domu - one też dadzą sobie z tym radę. Nie chodzi mi absolutnie o wyręczanie się kimś, tylko o wzajemną pomoc, która będzie działać w obie strony.

Jak Wy organizujecie swój czas? Stosujecie któryś z moich sposobów? Macie jakieś swoje wskazówki?

Pozdrawiam wszystkich
Asia

Recenzja: krem do cery naczynkowej z Kolorówki - czy zadziałał?

Cześć wszystkim!

Polecam zainteresować się dzisiejszym postem wszystkim, którzy mają cerę płytko unaczynioną lub naczynkową. Dlaczego? Żebyście wiedzieli, jakiego produktu warto unikać, gdy ma się takie problemy.

Opakowanie
Krem musimy zrobić sobie sami, jednak do przechowywania finalnego produktu otrzymujemy spory słoiczek z matowego plastiku z różową zakrętką - całkiem niebrzydki. Do tego dostajemy naklejkę do opisania produktu.

Skład
To była tak naprawdę główna i decydująca przyczyna, dla której kupiłam ten krem. Pomyślałam - jak produkt o takim składzie miałby nie działać? A tu niespodzianka...

Skład: woda demineralizowana jakości farmaceutycznej, olej z orzechów laskowych, macerat z zielonej herbaty, macerat z arniki, ekstrakt z kocanki, D-pantenol, ekstrakt na rozszerzone i pękające naczynia krwionośne (wyciągi z kasztanowca zwyczajnego, oczaru wilgilijskiego oraz arniki górskiej, witamina C, rutyna)zagęstnik (Sodium acrylate / acryloyldimethyl taurate copolymer / isohexadecane/ polysorbate 80)konserwant (FEOG)

Cena, pojemność, dostępność, wydajność
Za krem, którego po wykonaniu otrzymamy około 60 g, musimy zapłacić 35,40 zł, a więc dość sporo. Krem, a raczej zestaw do jego wykonania, możemy zakupić tylko w sklepie Kolorowka.com. Z pewnością jest ogromnie wydajny, na pewno w moim przypadku, bo używałam go tylko na policzki.

Moja opinia
Tak jak już wspomniałam wcześniej, tak naprawdę nawet nie przyszło mi do głowy, że ten krem może nie działać. Byłam przekonana, że taka bomba przeciwnaczynkowa będzie fenomenalna. Może to kwestia zbyt dużych oczekiwań, ale strasznie zawiodłam się na tym produkcie. Nie zrobił z moimi naczynkami kompletnie nic, nawet nie był w stanie utrzymać ich w kondycji takiej, jak przed stosowaniem kremu. Chciałam dać mu szansę, więc używałam go sumiennie dzień w dzień przez około miesiąc, jednak gdy pewnego dnia zobaczyłam moją twarz w lustrze, to najzwyczajniej w świecie załamałam się i stwierdziłam, że dość. W tej chwili zużywam go jako balsam do nóg - ładnie łagodzi podrażnienia po depilacji. Z kremu do cery naczynkowej ewoluował w bardzo kosztowny nawilżacz do nóg...

Plusy i minusy
+ prostota wykonania
+ wydajność
+ fajna konsystencja

- NIE DZIAŁA!
- cena

Podsumowanie
Nie polecam tego produktu - szkoda nerwów, czasu, pieniędzy, a przede wszystkim naszej cery.

Znacie ten produkt? Jak Wywalczycie z naczynkami?


Zapraszam na mój profil na Facebooku



Pozdrawiam wszystkich
Asia

10 największych grzechów w makijażu

Jak zapowiadałam, na dwóch postach z serii "10 największych grzechów..." nie koniec. Po 10 największych grzechach w pielęgnacji włosów i pielęgnacji twarzy czas na makijaż. Obserwując Polki stwierdzam, że ogólnie i tak jest lepiej z ich estetyką czy umiejętnościami w makijażu niż jeszcze kilka lat temu, z czego się bardzo cieszę. Błędy, które wymieniam poniżej dotyczą głównie makijażu dziennego. Zapraszam do czytania!

www.tumblr.com

1. Przerysowane brwi
Brwi to jeden z ważniejszych atrybutów naszej twarzy, który niesamowicie stanowi o naszym wyglądzie. Jako dowód wklejam obrazek poniżej. Warto więc poświęcić im trochę uwagi i ładnie je podkreślić. W podkreślaniu należy jednak mieć umiar! Pamiętajcie, że takie brwi nadal muszą wyglądać naturalnie, graficzne brwi nadają się na wybieg, ewentualnie do jakiś konkretnych stylizacji, a nie na co dzień. Poza tym nadal wśród niektórych pań panuje moda na "rysowanie" brwi, czyli albo wyskubywanie wszystkich i malowanie ich czarną kredką na nowo albo nadawanie im nowego kształtu (spójrzcie na fanpage: "brwi odrysowane od szklanki" na Facebooku"). 

źródło: google.com

2. Makijaż wieczorowy na dzień
Na dzień absolutnie nie sprawdza się czarne smokey eye, sztuczne rzęsy, makijaż graficzny itp. Ciemne kolory powinny stanowić tylko uzupełnienie naszego makijażu dziennego, a nie jego podstawę (kreska z czarnego cienia przy linii rzęs jest ok, ale czarny cień na całą powiekę już nie). Makijaż dzienny powinien polegać na podkreśleniu naszej urody w delikatny sposób, w ciągu dnia z makijażem wieczorowym będziemy wyglądać wulgarnie. Inna sprawa - światło dzienne bezlitośnie obnaża wszelkie niedociągnięcia w makijażu, a więc krzywo doklejone rzęsy, źle roztarte cienie itp. 

3. Niepotrzebne stosowanie niektórych kosmetyków i tłumienie swojej urody
Jeden z głównych błędów popełnianych szczególnie przez młode dziewczyny - nakładanie podkładu na piękną, gładką cerę, używanie maskary przy gęstych i ciemnych rzęsach, malowanie ust szminką, gdy nasze mają piękny i intensywny kolor. Makijaż ma pomóc naszej naturalnej urodzie, a nie ją całkowicie zmienić czy przykryć. Powinien polegać na korygowaniu naszych niedoskonałości i wydobywaniu zalet, a nie na bezsensownym korygowaniu wszystkiego, nawet tego, czego nie trzeba.

4. Źle dobrane kosmetyki
Można bardzo długo wymieniać: zbyt ciemny podkład, zbyt jasny podkład, zła tonacja podkładu, zły odcień różu czy bronzera, czarna kredka dla każdego i do wszystkiego, kolor szminki, który podkreśla żółte zęby, zmniejsza małe już usta albo powiększa ogromne. Sceptycznie podchodźcie do porad pań w drogeriach czy perfumeriach, zwłaszcza w tych drugich - często same mają tragiczny makijaż i źle dobrane kosmetyki, a więc jak miałyby dobrze Wam doradzić? Przed kupnem podkładu zawsze weźcie próbkę i przetestujcie go w domu przy dziennym świetle. Jeśli chcecie skorygować albo uwydatnić jakąś część Waszej twarzy poczytajcie w internecie, zajrzyjcie na YouTube, a na pewno zminimalizujecie szanse kupienia i stosowania źle dobranego kosmetyku. 

5. Brak umiejętności
Nie mówię, że każda z nas ma kończyć kursy makijażu, ale... jeśli macie zrobić zły makijaż to lepiej nie robić go wcale albo zrobić to, co umiecie. Jeśli np. kompletnie nie potraficie posługiwać się eyelinerem to najpierw poćwiczcie robienie kreski na spokojnie, kiedy nigdzie nie wychodzicie, po prostu dla treningu. Jeśli nie chcecie poświęcić trochę czasu na nauczenie się tego, to odpuśćcie sobie eyeliner. 

6. Malowanie się wbrew swoim przyzwyczajeniom
Mam na myśli używanie niektórych kosmetyków, które mogą powodować konflikt z naszymi przyzwyczajeniami. Co mam na myśli? Malowanie się cieniami czy eyelinerem, jeśli lubimy pocierać oczy, to samo ze stosowaniem szminki, używanie różu, jeśli lubimy podpierać się jedną ręką. Będziemy się stresować i najprawdopodobniej i tak potrzemy oczy czy podeprzemy się. Efekt: nasz wysiłek pójdzie na marne, no i nie wiadomo, jak będziemy potem wyglądać. Makijaż jest dla nas, jeśli ma sprawiać, że będziemy czuły się niekomfortowo i nienaturalnie, to lepiej sobie go odpuścić.

7. Zbyt dosłowne wzorowanie się na innych
Naszej koleżance czy jakiejś gwieździe może być przepięknie w danym makijażu oczu albo w odcieniu szminki, nam może już kompletnie nie pasować. To samo z obecnie panującymi trendami w makijażu - trzeba dopasować je do siebie, a nie na odwrót. W ostatnim sezonie były niesamowicie modne usta w kolorze bardzo ciemnego fioletu i ciemnego burgunda. Pasują one naprawdę niewielu osobom, trzeba mieć piękny krój ust, żeby dobrze wyglądać w tych odcieniach, a szminka musi być nałożona perfekcyjnie. Z osób, które dobrze wyglądają w takim makijażu ust, kojarzę tylko Rooney Marę.

8. Za dużo kosmetyku
Brak umiaru jest jednym z najczęściej popełnianych błędów w makijażu. Przykład: kiedyś zaobserwowałam ciekawe zachowanie mojej koleżanki. Otóż na przerwie w szkole wyciągnęła kosmetyczkę, z niej podkład, po czym wycisnęła go dość sporo na palec i rozmazała w okolicach ust. Bez lusterka, bez niczego. Potem na jej twarzy można było dokładnie zaobserwować drogę, jaką przemierzały jej palce, co tworzyło dość abstrakcyjny makijaż twarzy. Wiele kobiet nakłada o wiele za dużo podkładu, który widać z daleka i który niedokładnie rozprowadzony (lub zbyt grubą warstwą) jest ciemniejszy i odcina się od szyi. To samo z nakładaniem kilku warstw tuszu do rzęs, przez co są one ciężkie, a często też tworzą się na nich grudki. Bardzo częstym błędem jest także nakładanie zbyt dużej ilości różu i bronzera, wtedy ten kolor bardzo mocno odcina się od reszty twarzy, zamiast naturalnie się z nią stapiać. Ze szminką - jeśli nałożymy jej za dużo, na sto procent trafi na nasze zęby. Mój trik - wkładam do buzi kciuk, tak jakbym chciała go possać i zdecydowanym ruchem wyciągam - w ten sposób to, co trafiłoby na nasze zęby zostaje na kciuku.

9. Obsesja na punkcie makijażu
Macie tak, że nie wyjdziecie nawet wyrzucić śmieci bez makijażu? Albo wykonujecie go codziennie nawet, jeśli nie wychodzicie z domu? Jeśli nie, to super, jeśli tak - to czas to zmienić! Makijaż służy do tego, żeby podkreślić naszą urodę, dodać nam pewności siebie, poprawić nasze samopoczucie, jednak musimy nauczyć się, jak funkcjonować także bez niego. Nie możemy być niewolnicami makijażu. Nie będę mówić, że bez makijażu wyglądamy równie pięknie, jak bez niego, bo pewnie tak nie jest - gdyby tak było, to jaki byłby cel robienia makijażu w ogóle? Jednak nie można dać wygrać kompleksom i świrować, że ktoś nas jeszcze zobaczy takie "nieogarnięte". Ja bez problemu wychodzę z domu bez makijażu w miejsca mniej ważne jak sklep, lekarz itp., ale na uczelnię czy na jakieś spotkania maluję się zawsze.

10. Bazarowe trendy
Trendy przychodzą i odchodzą, czasem zmieniają się niesamowicie szybko, ale jest jeden, który niestety nie przemija, a jest nim trend bazarowy. Perłowe, jasnoróżowe błyszczyki, ciemny podkład, błękitne lub jasnoróżowe cienie, czarna kredka dookoła oka. Przykład: Doda z czasów Baru (pamięta to ktoś jeszcze? :D). O dziwo ten trend z nieznacznymi modyfikacjami nadal jest dość popularny wśród niektórych pań, zarówno starszych (60+), jak i dziewczyn w moim wieku. Myślę, że jest to jedno z największych makijażowych faux pas, których należy się wystrzegać, bo jeszcze nie widziałam, żeby dodawał komuś urody. Raczej sprawia, że wyglądamy wulgarnie i najzwyczajniej na świecie tandetnie.

Dodałybyście coś do tej listy? Co jest Waszym zdaniem największym makijażowym grzechem?


Zapraszam na mój profil na Facebooku


Pozdrawiam wszystkich
Asia 

Wrześniowe włosy + wrześniowa pielęgnacja włosów

Cześć!

Trochę spóźniona aktualizacja włosowa, ale pojawia się na blogu. Kilka dni temu byłam u fryzjera (pokazałam Wam mój warkocz zrobiony przez panią fryzjerkę - klik) i podcięłam włosy o parę centymetrów, nie za dużo, tak, żeby trochę je odświeżyć. W sumie ciężko mi się ustosunkować, o ile tak naprawdę włosy są krótsze, bo nie mierzyłam ich ani przed, ani po.


We wrześniu moje włosy miały ze mną całkiem dobrze - miałam sporo czasu na to, żeby maski spędzały na nich długie minuty. Niestety dość prawdopodobne jest to, że w październiku będzie z tym trochę gorzej. Wyjdzie w praniu ;)

Przed zrobieniem zdjęcia, tego samego dnia umyłam włosy oczyszczającym szamponem Barwa, a następnie na dość długo (myślę, że jakieś 45 minut) nałożyłam na nie tybetańską odżywkę Planeta Organica. Recenzja wkrótce pojawi się na blogu. Końcówki zabezpieczyłam serum Green Pharmacy, które jest u mnie nowością. Użyłam go zaledwie kilka razy i nie jestem jeszcze w stanie zbyt dużo na jego temat powiedzieć, oprócz tego, że cudownie pachnie :).



Jakich kosmetyków używałam we wrześniu?

Szampony:
- neutralny Natura Siberica (recenzja)
- Alterra z morelą i pszenicą
- brzozowa Barwa do oczyszczania

Maski i odżywki:
- tybetańska Planeta Organica
- balsam na kwiatowym propolisie Babuszki Agafii (recenzja)
- balsam Natura Siberica Ochrona i Odżywienie (recenzja)
- maska Bingo Spa z masłem Shea i pięcioma algami (recenzja)

Oleje:
- wzmacniający Babuszki Agafii

Zabezpieczanie:
- serum z witaminami A+E Biovax (recenzja)
- serum Green Pharmacy

Jak sprawowały się Wasze włosy we wrześniu? 



Zapraszam na mój profil na Facebooku


Pozdrawiam wszystkich
Asia

Śmieszne wyszukiwania z Google #4

Cześć wszystkim!

Dziś miała się pojawić włosowa aktualizacja, ale tym razem brak fotografa :<, więc będzie coś do pośmiania się, a mianowicie śmieszne hasła wpisywane w Google, po których ktoś trafił na mojego bloga. 


kosmetyki rosyjzkie
Ostatnio był hydrolad, teraz mamy rosyjzkie kosmetyki - jaki nudny byłby świat bez alternatywnej ortografii :D

naturalna pielengncja twarzy
Kolejny przypadek alternatywnej ortografii, również bardzo wyszukany :D

google wyszukuje 3 razy
Przyznam szczerze, że nie mam zielonego pojęcia, co autor miał na myśli, jednak problem jawi się jako niebłahy!

masaże pań filmiki
Myślę, że ktokolwiek próbował znaleźć coś takiego w internecie, musiał być bardzo rozczarowany, gdy trafił na mojego bloga...

sklejone wlosy roztocza
Brzmi jak nazwa niezłego horroru! To by była pierwsza część, a druga: "Sklejone włosy: roztocza kontratakują" :D


kto nie moze uzywac body woond
Google nie zna nic takiego jak "body woond" - proponuje mi albo body wood (czyli człowieczek z drewna do szkicowania) albo body wand (czyli wibrator). Raczej do drugiej opcji mogą być jakieś medyczne przeciwwskazania. Jakie?! o0

Co Was najbardziej rozbawiło? Mnie, jako fankę tradycyjnej ortografii "kosmetyki rosyjzkie" :D

Pozdrawiam wszystkich
Asia


Ulubieńcy września - kosmetyczni i niekosmetyczni

Cześć wszystkim!

Postanowiłam zacząć pisać posty z ulubieńcami miesiąca - bardzo lubię czytać wpisy tego typu, to czemu nie wprowadzić ich na własnym blogu?

www.tumblr.com

Ulubiony kosmetyk do włosów - bez dwóch zdań balsam Babuszki Agafii na kwiatowym propolisie. Niedawno pisałam jego recenzję (klik), ale gdybym miała podsumować go jednym słowem to byłoby to fenomenalny. Uwielbiam go za wszystko!

Ulubiony kosmetyk do twarzy - glinka anapska z jonami srebra (recenzja - klik). W tym miesiącu kilka razy wyjeżdżałam na parę dni - moja skóra bardzo tego nie lubi, na zmianę wody reaguje powstawaniem zaskórników. Glinka ratowała moją skórę, żeby prezentowała się chociaż jako tako.

Ulubiony kosmetyk do ciała - no cóż - tu mamy dziwną sprawę, bo moim ulubionym kosmetykiem do ciała ostatniego miesiąca jest kosmetyk, którego można użyć i na ciało i na twarz, a ja używam go na usta. Otrzymałam kiedyś przy zakupach próbkę kremu Uriage Xemose Cerat, do skóry bardzo suchej, atopowej. Ponieważ próbka nie jest aż tak duża (5 ml) postanowiłam zużywać ją na usta i to był strzał w dziesiątkę. Krem spisuje się rewelacyjnie, usta są bardzo nawilżone, miękkie, idealne. Niestety nie kupię pełnowymiarowego opakowania, bo musiałabym oszaleć, żeby płacić prawie 100 zł za 150 ml kremu, którego używałabym do ust :D

Ulubiony kosmetyk kolorowy - kredka Golden Rose Emily nr 105 - czekoladowy, ciepły brąz. Używam jej przede wszystkim do robienia kreski wzdłuż górnej linii rzęs. Makijaż z użyciem tej kredki jest subtelny, brąz nie odcina się tak bardzo jak czerń, więc możemy w ten sposób otrzymać efekt "no make up". Kredka jest bardzo fajna, dobrze się trzyma na powiece. Kolor można pogłębiać poprzez poprawianie kreski.

Ulubione wyjście - z chłopakiem na kilka dni wybraliśmy się do Warszawy i jako że tak naprawdę żadne z nas w "dorosłym" życiu nie było w zoo, wiedzieliśmy, że musimy je odwiedzić. Spędziliśmy w nim magiczne kilka godzin oglądając niesamowite zwierzaki i ciesząc się jak dzieci. Nie mam zdjęć dobrej jakości, ale oto dla Was nosorożec i żyrafa :D


Ulubiona książka - "Piąta Aleja, piąta rano" Sama Wassona. Opisuje ona wszystko, co dotyczy "Śniadania u Tiffany'ego" - w większości o filmie, jednak o książce też. Uwielbiam Audrey Hepburn i ten film, dlatego ogromną przyjemność sprawiło mi dowiadywanie się o kulisach powstawania całego projektu. Poza tym sporo jest w książce odniesień do mentalności tamtych czasów. Wszystkim fanom polecam :)

Ulubiony film - "Blue Jasmine" Woody'ego Allena. Jako że bardzo lubię tego reżysera, musiałam wybrać się do kina, by zobaczyć jego najnowsze dzieło. Nie zawiodłam się - "Blue Jasmine" znacznie różni się od ostatnich projektów Allena, więc raczej nie da się ich porównać. Jedno jest pewne - jest to naprawdę bardzo dobry film, dający sporo do myślenia, bardzo ciekawy, i w formie, i w treści.

Znacie moich ulubieńców września? Jacy są Wasi? 



Zapraszam na mój profil na Facebooku


Pozdrawiam wszystkich
Asia