Piękny dobierany warkocz

Cześć wszystkim!

Dziś odwiedziłam fryzjera na podcięcie końcówek - nie decydowałam się na żadne drastyczne cięcie, po prostu dla odświeżenia. Muszę jednak powiedzieć, że siedziałam na tym fotelu i zastanawiałam się, czy nie podciąć ich tak z 10 cm... Co o tym myślicie?


Pani Ewa po podcięciu zaproponowała, że może mi zapleść coś fajnego na włosach, bardzo chętnie skorzystałam, bo uwielbiam mieć piękne fryzury, a sama nic nie umiem z nich wyczarować. Padło na dobierany warkocz - część jest dobierana, a część zwyczajnie pleciona. Niesamowicie podoba mi się ta fryzura - kocham wszelkiego rodzaju warkocze, a ten naprawdę prezentuje się świetnie - dlatego też postanowiłam go Wam pokazać :)

Na zdjęciu trochę się przekrzywił, bo miałam go nałożonego na prawe ramię.


Miała się dziś pojawić aktualizacja włosowa, ale zapomniałam zrobić rano zdjęcie, a nie chcę na razie rozplatać warkocza, tak więc wrześniowe włosy pojawią się w środę.

Podoba Wam się ten warkocz? Co myślicie o porządnym podcięciu włosów?

Pozdrawiam wszystkich
Asia

10 największych grzechów w pielęgnacji twarzy

Dziś kolejny post z serii "10 największych grzechów", tym razem będę pisać o tych, które dotyczą pielęgnacji twarzy. Jakie są moim zdaniem największe grzechy w pielęgnacji twarzy?

1. Lenistwo
Przyznam szczerze, że zaobserwowałam pewną ogólną tendencję wśród młodych kobiet, mianowicie taką, że często nie chce im się dbać o cerę, wychodzą z założenia, że makijaż i tak zakryje to, co się im nie podoba. Bardzo mnie to dziwi, bo np. mnie nie zadowalają takie doraźne rozwiązania, no a poza tym - czy nie byłoby lepiej, gdyby można było się mniej malować? No i jeszcze jedna sprawa - sądzę, że po latach, wysiłek włożony w pielęgnację cery zwróci się.

2. Dotykanie twarzy rękami
Nie mam oczywiście na myśli dotykania przy nakładaniu kremu czy robieniu demakijażu. Mówię o bezwiednym dotykaniu, podpieraniu się, drapaniu, tarciu itp. Na naszych rękach jest naprawdę mnóstwo zarazków, pomyślcie sobie, co może być na poręczach w autobusie, na blatach na uczelni, na przyciskach do bankomatu. Wyobraźcie sobie, że teraz to wszystko ląduje na naszej twarzy. Niezbyt przyjemnie, zwłaszcza, że może to doprowadzić do znacznego pogorszenia stanu naszej cery. Wystarczy już, że dotykamy twarzy brudnymi telefonami.

3. Używanie jednego typu produktów
Moim zdaniem jedną z najgorszych rzeczy, jakie można zrobić, zwłaszcza przy cerze bardziej problematycznej, to zamknięcie się na jeden określony typ kosmetyków, np. na te do cery tłustej. Niestety to, że jest tak napisane na opakowaniu nic nie daje, dopiero czytając skład możemy przekonać się, czy możemy użyć tego produktu czy nie. Co często mogą zawierać kosmetyki do cery tłustej? Po pierwsze alkohol bardzo wysoko w składzie, który rzeczywiście doraźnie podsuszy pryszcze i twarz będzie wyglądała lepiej, lecz potem stan cery pogorszy się jeszcze bardziej; po drugie - pięć tysięcy wysoko komodogennych substancji, które zapchają nam pory (jeśli mamy do tego skłonność, oczywiście). Znaleźć dobry krem do cery tłustej to naprawdę nie lada wyczyn.

4. Nie obserwowanie swojej cery
Podam na swoim przykładzie - przez wiele lat byłam święcie przekonana, że mam cerę mieszaną i stosowałam produkty do właśnie tego typu cery. Dopiero niedawno odkryłam, że tak naprawdę nie jest typowo mieszana, bo jeśli chodzi o przetłuszczanie się jest raczej normalna, nie jest ani tłusta, ani sucha. W strefie T mam jednak skłonność do zapychania, a na policzkach cerę płytko unaczynioną. Takiego typu cery nie można pielęgnować produktami do cery mieszanej, no bo przecież w ogóle nie pomoże na moje naczynka, a i nie wiadomo czy nie zapcha/nie wysuszy strefy T. Dlatego zaczęłam pielęgnację strefową, o której pisałam tu i tu. A więc - należy dokładnie przyjrzeć się swojej cerze, poobserwować ją, bo może wcale nie być z nią tak, jak wam się wydaje.

5. Niedokładny demakijaż lub jego brak
Absolutny grzech nad grzechy! Twarz na noc musi być bezwzględnie dobrze oczyszczona. Makijaż, kurz, nieczystości z powietrza, jakie się na niej znajdują po całym dniu, nie pozwolą skórze oddychać, a więc i zregenerować przez noc, mogą ją zapchać. Skutek: poszarzała, zanieczyszczona, nieładna cera, która nawet może się szybciej zestarzeć, jeśli będziemy tak robić bardzo często.

6. Bycie niedelikatnym
Często serwujemy naszej cerze bardzo inwazyjne zabiegi - bardzo częste, ostre peelingi, mocne pocieranie szczoteczką do twarzy czy szmatką muślinową licząc na to, że dzięki temu pozbędziemy się np. zaskórników albo myśląc, że tylko tak dokładnie oczyścimy twarz. Ja wychodzę z założenia, że lepiej zrobić demakijaż w kilku krokach, niż podrażnić cerę. Oprócz podrażnienia przez radykalne środki myjące, grozi nam także przesuszenie.

7. Zła dieta
Pamiętacie, jak kiedyś zawsze się mówiło, że czekolada i ostre przyprawy powodują pogorszenie stanu cery? Potem nastąpiła faza na to, że rzekomo to, co jemy, nie wpływa na naszą skórę i niektóre osoby trzymają się tej tezy do dziś. Moim zdaniem wpływ jedzenia i picia na cerę jest ogromny, z prostej przyczyny - jedzenie wpływa na nasz cały organizm, więc jak nasz największy organ - a więc skóra - miałby pozostać niewzruszony? Poza tym widzę to po sobie - gdy jem bardzo dużo nabiału to od razu moja skóra wygląda gorzej. Gdy jem dużo słodyczy - to samo. Jeśli nie pijemy odpowiednio dużo wody, to także nasza skóra się odwodni. Polecam przeczytanie tego posta wszystkim osobom, które zmagają się z trądzikiem, autorka pisze tu o wpływie chorych jelit na trądzik, bardzo ciekawy post :)

8. Brak filtrów
Nie powinniśmy odpuszczać sobie filtrów na co dzień. Oczywiście bez przesady - nie nakładam filtru, gdy jestem w domu (chociaż wiem, że część dziewczyn tak robi), ani nie będę go nakładać, gdy wychodzę na 5 minut do sklepu, ale gdy wychodzę z domu na dłuższy czas to filtr nakładam obowiązkowo. Dlaczego? Używanie filtrów to moim zdaniem podstawa jakiejkolwiek prewencji przeciwzmarszczkowej. Zapraszam Was do vademecum filtrowego Italiany - klik, dokładnie wypisała, dlaczego warto stosować filtry, a kiedy trzeba ich używać koniecznie.

9. Wyciskanie
Kto nie wyciska zaskórników i pryszczy ręka do góry! Myślę, że takich osób jest niewiele, większość z nas (w tym ja) jednak nie może się opanować. Czasem mi się udaje i cera rzeczywiście wygląda wtedy o niebo lepiej, a jak już się zabiorę za to to jest znacznie gorzej. Zawsze mam ten problem po wszelkich wyjazdach - moja skóra jest chyba przyzwyczajona do wody w moim domu i gdy tylko ją "zmienię" to od razu pojawiają się zaskórniki... Także - więcej samozaparcia i mówię to też do siebie :D

10. Stosowanie zbyt wielu produktów
Mam na myśli to, że przykładowo codziennie albo prawie codziennie nakładamy na twarz inny kosmetyk. Nie dajemy tak naprawdę szansy mu zadziałać, widzimy, że jest jakiś efekt (dobry czy zły), ale nie wiemy, co go powoduje. Pamiętajcie, że czas odnowy naskórka to około miesiąc, więc gdy testujemy dany kosmetyk warto dać mu tyle czasu w miarę możliwości nie używając innych o tym samym przeznaczeniu.

Popełniacie któreś z tych grzechów? Staracie się ich nie popełniać? Może dodałybyście coś do listy?

Pozdrawiam wszystkich
Asia

O rewelacyjnym produkcie do włosów - balsam Babuszki Agafii na kwiatowym propolisie

Cześć wszystkim!

Odkąd jestem włosomaniaczką, spotkałam tak naprawdę tylko dwa naprawdę niesamowicie rewelacyjne balsamy do włosów, które są pozbawione jakichkolwiek wad i mogę się o nich wypowiadać w samych superlatywach. Pierwszym był balsam Natura Siberica Objętość i Pielęgnacja, o którym pisałam już prawie rok temu (recenzja - klik), a drugim jest bohater dzisiejszego postu a więc balsam Babuszki Agafii na kwiatowym propolisie nr 4. 



Opakowanie
Pod względem kształtu i zamknięcia jest bardzo podobne do butelek balsamów i szamponów Natury Siberiki. Różni się designem - butla jest czarna i ma bardzo ładną, oldschoolową naklejkę, typową dla produktów Babuszki Agafii. Myślę, że przy tak ogromnej butli fajnie sprawdziłaby się pompka, byłoby wygodniej dozować kosmetyk.

Skład
Skład jest bardzo ciekawy, bo na dwóch pierwszych miejscach mamy bardzo fajne substancje, które nie są ani olejem, ani ekstraktem, mianowicie żywicę sosny długoigielnej oraz wosk pszczeli. Poza tym ekstrakt z pyłku kwiatowego, olej z kwiatów rumianu rzymskiego, ekstrakt z róży stulistnej, smółka z szyszek chmielowych, miód, wosk z kwiatów jaśminu lekarskiego, olej z wiązówki błotnej, olej z werbeny pospolitej, mleczko propolisowe i reszta dość standardowych składników w kosmetykach tego typu. Bardzo podoba mi się wykorzystanie żywic, miodu, mleczka propolisowego, super :)

Skład: Aqua with infusions of: Pinus Palustris Wood Tar, Beeswax, Pollen Extract, Anthemis Nobilis Flower Oil, Rosa Centifolia Flower, Pollen Extract, Humulus Lupulus (Hops) Cone Tar, Mel, Jasminum Officinale Flower Wax, Spiraea Ulmaria Oil, Verbena Officinalis Oil,  Propolis Extract Milk, Cetearyl Alcohol, Cetyl Ether, Behentrimonium Chloride, Guar Hydroxypropyltrimonium Chloride, Parfum, Benzyl Alcohol, Benzoic Acid, Sorbic Acid, Citric Acid. 

Cena, pojemność, dostępność, wydajność
Za ogromną 600 ml butlę w sklepie Triny.pl płacimy 18 zł. Jak dla mnie wydajność jest bardzo wysoka. Uważam, że przy takiej pojemności, takim działaniu i takiej wydajności cena jest naprawdę baaaardzo niska. Powinien być dostępny w większości sklepów z rosyjskimi kosmetykami.

Moja opinia
Musicie wybaczyć mi brak zdjęcia włosów, niestety nie miał mi kto go zrobić ;), więc będziecie musiały uwierzyć mi na słowo. Nakładam go na co najmniej 15 minut, kiedy mam czas nawet na 30-40 min. Włosy po jego użyciu są niesamowicie gładkie, błyszczące, sypkie, puszyste, sprawiają wrażenie gęstszych. Uwielbiam to jak wyglądają i jakie są w dotyku. W dodatku balsam przepięknie pachnie, a jego zapach całkiem nieźle utrzymuje się na włosach. Nawet wygląd samego płynu jest bardzo ładny - bladoróżowy z perłowym połyskiem. Ogólnie - rewelacja.

Plusy i minusy
+ fenomenalne działanie
+ cena
+ wydajność
+ zapach
+ piękny efekt na włosach

Minusów brak!

Podsumowanie
Nie wiem, jak sprawdzi się przy włosach o innej porowatości, ale ogólnie uważam, że naprawdę warto wypróbować, bo produkt ma ogromny potencjał. Polecam! Ja na pewno kupię go jeszcze raz :)

Znacie? Używałyście? Może używałyście jakichś innych propolisowych balsamów Babuszki Agafii?

Pozdrawiam wszystkich
Asia

10 największych grzechów w pielęgnacji włosów

Cześć!

Dzisiejszym postem rozpoczynam serię kilku (co najmniej 4) postów dotyczących 10 rzeczy, których w danym zakresie nie powinna robić żadna z nas, a przynajmniej powinna starać się ograniczać je do minimum. Bardzo zależy mi także na tym, żebyście w komentarzach dopisywały, co Waszym zdaniem także jest szkodliwe lub po prostu nie właściwie.  Lista została stworzona na podstawie moich osobistych doświadczeń oraz obserwacji.

1. Niedelikatne obchodzenie się z włosami
Tak naprawdę wydaje się, że można by podpiąć pod to wszystko, jednak ja konkretnie mam na myśli przygniatanie włosów torebką, leżenie na nich, przypinanie suwakiem, tarcie szorstkim ręcznikiem, szarpanie szczotką i tym podobne. Nie zdajemy sobie z tego często sprawy, ale może to naprawdę bardzo uszkodzić nasze włosy. Zwróćcie uwagę na to, czy któraś z Waszych partii włosów jest szczególnie zniszczona. Jeśli tak jest, to być może nagminnie, lecz nieświadomie czymś je uszkadzacie. W moim przypadku jest tak z pasmami w okolicach karku - gdy śpię w koczku, to one trą o poduszkę. Niestety w tym przypadku nie mogę nic z tym zrobić oprócz dodatkowego zabezpieczenia tych partii.

2. Niezabezpieczanie włosów
To bardzo duży błąd, zwłaszcza w okresie wzmożonej podatności na mechaniczne uszkodzenia - np. tarcie o szale, płaszcze itp. Widzę to po sobie - zeszłej zimy nieszczególnie przykładałam się do zabezpieczania końcówek i skończyło się to nie najlepiej, mnóstwo było zniszczonych. Szczególnie powinny na to zwracać uwagę dziewczyny, które zapuszczają włosy - dla nich zniszczone końcówki oznaczają utratę cennych centymetrów.

3. Zbytnia stylizacja włosów
Zawsze podziwiam misterne upięcia i ciekawe fryzury, które wiele kobiet robi sobie na co dzień (mówię oczywiście o jakiś pięknych kokach, koronach z warkoczy itp., nie o weselnych fryzurach typu brokat i cośdziwnego). Niestety takie fryzury niszczą nasze włosy - często wykonanie ich wiąże się z tapirowaniem, użyciem bardzo wielu kosmetyków do stylizacji (często z alkoholem), z mocnym naciągnięciem, co osłabia cebulki. Akcesoria typu gumki z metalowymi elementami, metalowe wsuwki itp. też nie służą naszym włosom.

4. Słuchanie fryzjerów
Nie chcę generalizować, że każdy fryzjer jest zły, ale czasem mam wrażenie, że większość ma dawno przeterminowane poglądy na włosy. Często się słyszy, jak to fryzjerzy uważają, że jak włosy są słabe, to trzeba koniecznie obciąć na krótko albo że gęste trzeba koniecznie mocno wycieniować. Jeszcze gorzej jest w kwestiach pielęgnacji. Pamiętam sytuację, gdy mojej koleżance ze zniszczonymi rozjaśnianiem włosami fryzjerka poleciła odżywkę za ponad 100 zł, oczywiście naładowaną silikonami. A jak się powie, że się olejuje włosy to robią wielkie oczy i mówią, że tak to tylko się zaczną szybko przetłuszczać. Niestety trzeba naprawdę ostrożnie podchodzić do tego, co polecają fryzjerzy. Zwróciłyście może kiedyś uwagę, że sporo fryzjerek wcale nie ma ładnych włosów?

5. Spanie z mokrymi i/lub rozpuszczonymi włosami
Jak zapewne większość z Was wie, mokre włosy są znacznie bardziej podatne na mechaniczne uszkodzenia niż suche. Przy rozpuszczonych włosach, znacznie większa ich powierzchnia jest narażona na zniszczenie, niż w przypadku włosów związanych w koczka czy w warkocz. A teraz wyobraźcie sobie, że śpicie w mokrych rozpuszczonych włosach - zniszczenia gwarantowane. Pomijam już fakt, że rano kołtuny będą tragiczne, a włosy wygniecione. Naprawdę nie polecam. Gdy już trzeba iść spać z mokrymi czy wilgotnymi włosami, to zawsze lepiej związać je w luźny warkocz.

6. Stosowanie mnóstwa kosmetyków na raz
Kupujecie mnóstwo nowych kosmetyków - szampony, maski, olejki, odżywki, sera i chciałybyście od razu wszystko wypróbować. Znacie to uczucie? Bo ja tak. Trzeba się jednak opanować i pamiętać, żeby nie wariować - testując wszystko na raz, nigdy nie będziemy mogły realnie ocenić działania kosmetyku. Ja robię różne połączenia - nowy szampon, ale stara maska, stary szampon i nowa maska, dopiero potem łączę nowości w duet. Wtedy wiem, jak działają solo, jak w parze. Przy testowaniu szamponów także zawsze sprawdzam, jak zachowują się i wyglądają włosy po użyciu tylko i wyłącznie jego, bez żadnych innych kosmetyków.

7. Prostownica
Nie mogłam o niej nie wspomnieć. Prostownica sieje spustoszenie nawet na najbardziej odpornych włosach. Gdy miałam krótkie włosy, tak do ramion (dawno dawno temu :D) moje włosy wywijały się (także pewnie przez chodzenie spać z mokrymi włosami) i traktowałam je praktycznie codziennie prostownicą. Efekty możecie zobaczyć na pierwszym zdjęciu w zakładce "Włosowa transformacja" - włosy były już dość długie, ale nadal tragicznie zniszczone. Przeglądając blogi i czytając komentarze na nich można zaobserwować, że prostownica obok rozjaśniania i farbowania to jedna z głównych przyczyn fatalnego stanu włosów, który popchnął wiele z dziewczyn do włosomaniactwa. Może w takim razie bez prostownicy nie byłoby włosomaniactwa na taką skalę? :D

8. Codzienna "pobieżna" pielęgnacja włosów
Co mam na myśli pisząc pobieżna? Mycie silnym szamponem z SLS, nie nakładanie żadnej odżywki czy maski. Wiem, że wiele dziewczyn myje włosy codziennie, czy to ze względu na silnie przetłuszczające się włosy, czy po prostu muszą mieć je "świeże". Przy odpowiedniej pielęgnacji nie ma w tym nic złego, jednak gdy pielęgnacji tak właściwie nie ma, to jest już gorzej. Silne detergenty maksymalnie zdzierają z włosa jakiekolwiek substancje filmotwórcze - włos jest nagi. Gdy nie nałożymy na nie absolutnie żadnej odżywki, są znacznie bardziej łamliwe, podatne na uszkodzenia, oczywiście prezentują się nieciekawie. W dodatku silne detergenty wysuszają włosy, a gdy nie ma na nich nic, co zabezpieczałoby przed utratą wilgoci, wysuszają się jeszcze bardziej.

9. Lenistwo
Niewiele wśród nas jest szczęściar, które mają "pancerne" włosy, które przy typie pielęgnacji opisanym w poprzednim punkcie nadal wyglądają świetnie i są zdrowe. Niestety w większości przypadków, żeby włosy włosy były piękne trzeba im poświęcić trochę uwagi i czasu. No i tu jest problem - nie wiem jak Wy, ale ja sporo razy słyszałam "że też Ci się tak chce". Tak naprawdę nie wymaga to aż tak dużej uwagi, jak mogłoby się wydawać, trzeba tylko spróbować. Gdy będziemy cały czas odpuszczać sobie odżywianie i nawilżanie włosów, to ich stan z pewnością się pogorszy. Tak jest jednak z każdym przedsięwzięciem tego typu, potrzeba sporo determinacji i uporu, ale efekty są warte zachodu.

10. Farbowanie i rozjaśnianie
O tym na szczęście nie miałam okazji przekonać się na własnej skórze, bo nigdy nie robiłam żadnej z tych rzeczy. Obserwuję jednak włosy kobiet, które je farbują czy rozjaśniają i wniosek jest jeden: żeby dobrze wyglądały trzeba im poświęcić naprawdę szczególną uwagę. Zwróćcie uwagę na posiadaczki platynowego blondu, który zazwyczaj jest efektem rozjaśniania i farbowania. Jeśli nie są odpowiednio pielęgnowane to często są bardzo cienkie, niesamowicie wysuszone, nawet do tego stopnia, że końcówki przypominają pióra. Mimo to, da się doprowadzić takie włosy do porządku, o czym mogą świadczyć włosowe transformacje wielu włosomaniaczek.

Co jeszcze dodałybyście do tej listy? Popełniacie któreś z grzechów?

Pozdrawiam wszystkich
Asia

Recenzja: Szampon neutralny Natura Siberica

Cześć wszystkim!

Kiedy kupuję nowe kosmetyki do włosów, których wcześniej nigdy nie używałam, zawsze jestem podekscytowana dwoma rzeczami: samym testowaniem i pisaniem ich recenzji. Tym drugim szczególnie, gdy kosmetyk okaże się być rewelacyjny - zawsze chcę się tym z Wami jak najszybciej podzielić. Tak też okazało się tym razem - mogę śmiało powiedzieć, że neutralny szampon Natura Siberica jest fantastyczny.



Opakowanie
Jest świetne - minimalistyczny design - prosta butelka z matowego plastiku ze srebrnymi napisami i srebrną nakrętką w formie dozownika (znowu nie znam specjalistycznej nazwy), który naciskamy, by otworzyć butelkę. Lubię ten typ zamknięcia, myślę, że fajnie sprawdziłaby się też pompka.


Skład
Szampon jest bardzo delikatny, mamy mnóstwo ekstraktów roślinnych: z rumianu rzymskiego, z mydlnicy lekarskiej, z uczepu trójlistkowego, z rokitnika ałtajskiego. Jeśli chodzi o najważniejsze składniki szamponu, a więc detergenty, mamy same delikatne. Skład jest więc rewelacyjny :)

Skład: Aqua with infusions of:  Organic Anthemis Nobilis Extract, Organic Saponaria Officinalis Extract, Lauryl Glucoside, Cocamidopropyl Betaine, Guar Hydroxypropyl Trimonium Chloride, Bidens Tripartita Extract, Glycyrryhyza Uralensis Fisch Extract, Hippophae Rhamnoides Altaica Seed Extract, Citric Acid, Benzyl Alcohol, Glycerin, Benzoic Acid, Sorbic Acid, Parfum, Limonene.

Cena, pojemność, dostępność, wydajność
Jeśli chodzi o cenę, to jest z nią bardzo ciekawa sprawa - ceny są dość zróżnicowane w różnych sklepach internetowych. Widziałam je zarówno po 29 zł, po 25 a także 20. Ja swój kupiłam w Triny.pl za właśnie chyba 20 zł. Szampon można kupić w butelkach o pojemności 400 ml. Jest dostępny w większości sklepów oferujących rosyjskie kosmetyki. Dla mnie wydajność jest bardzo dobra, jednak ja myję włosy co drugi dzień i też nie używam go za każdym razem.

Moja opinia
Jak już wspomniałam we wstępie szampon jest rewelacyjny. Bardzo dobrze myje włosy, mimo braku silnych detergentów włosy są umyte i domyte - nie muszę ich myć szybciej niż zazwyczaj. Świetnie radzi sobie także ze zmywaniem oleju. Po jego użyciu włosy są bardzo miękkie - to było moje pierwsze wrażenie po jego pierwszym zastosowaniu, było to szczególnie zauważalne na mojej grzywce; także bardzo ładnie błyszczą. Nie są obciążone ani przyklapnięte. Jak na produkt bez SLS  bardzo ładnie się pieni. Bodajże tylko raz czy dwa u żyłam go samego, nie nakładając potem maski, byłam jednak zadowolona z ich wyglądu. Były wygładzone, absolutnie nie spuszone. Szampon też pięknie ziołowo pachnie, przyjemnie się go używa.

Plusy i minusy
+ działanie - dobrze myje włosy, a przy tym nie wysusza, wręcz pielęgnuje
+ pięknie pachnie
+ wydajny
+ nie obciąża włosów

+/- w zależności od tego, po jakiej cenie go kupimy, możemy go uznać za tani lub drogi. Warto szukać dokladnie i nie przepłacać, bo różnice w cenie wynoszą czasem nawet 10 zł.

Podsumowanie
Jest to naprawdę świetny szampon, którego bardzo lubię używać i lubią go także moje włosy. Na pewno go jeszcze kupię :)


Znacie ten szampon? Może stosowałyście jakiś z innej serii firmy Natura Siberica?

Pozdrawiam wszystkich
Asia

Witaminy wędrują do...

Cześć wszystkim!

Wylosowałam osobę, która otrzyma ode mnie witaminy all-in-one z ZSK.
Początkowo nie wiedziałam, jak mam dokonać losowania, ostatecznie przypisałam każdej osobie, która brała udział w rozdaniu, numer, zgodny z kolejnością zgłoszeń.
Potem na stronie Losowe.pl wylosowałam jeden numer:


Numer 3 należy do Alicji i to do niej wędrują witaminy :)


Zaraz napiszę do Ciebie maila :)

Myślę, że za jakiś czas możecie spodziewać się jakiegoś większego rozdania na moim blogu.

Pozdrawiam wszystkich
Asia

Przykładowy tydzień w mojej pielęgnacji włosów i twarzy + witaminy do przetestowania

Cześć wszystkim!

Przez ostatni tydzień notowałam co, jak i na jak długo nakładałam na swoje włosy i na twarz, żeby pokazać Wam, jak wygląda mój zwykły tydzień pielęgnacji i ile mniej więcej trwają te wszystkie zabiegi "upiększające". 


Zacznę może od tego, że oprócz wszystkiego, co wymieniłam poniżej, jest kilka rzeczy, które robię codziennie - jest to mój rytuał, który wykonuję zaraz przed pójściem spać. Nakładam balsam na usta, potem krem do stóp, następnie nakładam odżywkę "keratynową" Gal na skórki i (jeśli są niepomalowane) paznokcie, na końcu kremuję dłonie. 


Jakich kosmetyków używałam w tym tygodniu?


Twarz:
- hydrolat z kwiatu pomarańczy
- olej z pestek malin BU**
- potrójny kwas hialuronowy ZSK**
- krem do cery naczynkowej prosta formuła z Kolorówka.com*
- krem Bioluxe aloesowy***
- macerat z kasztanów* (recenzja - klik)
- krem Essential Care Organic Rose Moisturiser - zużywam próbkę**
- maseczka Natura Siberica Night Detox** (recenzja - klik)
- peeling enzymatyczny Organic Shop
- maseczka nawilżająca z aloesem Organic Shop (recenzja - klik)
- spirulina ZSK**
- glinka anapska** (recenzja - klik)
- olej tamanu** lub punktowo
- peeling ze skały wulkanicznej** (recenzja - klik)

* tylko na policzki i/lub okolice oczu - gdy używam kremu, to macerat tylko na okolice oczu, gdy nie to też na policzki
** tylko na strefę T, przy maseczkach delikatnie wjeżdżając na policzki na wysokości nosa
*** tylko na szyję

Włosy:
- szampon Alterra z morelą i pszenicą
- szampon neutralny Natura Siberica
- szampon Barwa pokrzywowy
- tybetańska odżywka objętość i siła Planeta Organica
- balsam Baikal Herbals do włosów suchych i farbowanych
- balsam Babuszki Agafii na kwiatowym propolisie
- serum ochronne z witaminami A+E Biovax (recenzja - klik)
- wzmacniający olejek Babuszki Agafii
- maska BingoSpa z masłem Shea i pięcioma algami (recenzja - klik)

Potem będę pisała skrótowo, więc będziecie mogły sobie zobaczyć, co dokładnie miałam na myśli. W tym tygodniu miałam sporo czasu rano, więc mogłam sobie pozwolić na nakładanie różnych kosmetyków, a dopiero potem filtr, niestety w roku akademickim nie mam takiego luksusu.


Poniedziałek, 9.09
Rano: hydrolat, krem na naczynka, olej z pestek malin z kwasem hialuronowym
Wieczorem: hydrolat, krem na naczynka, krem Bioluxe, macerat z kasztanów, krem Essential Care
Włosy: szampon Alterra morela i pszenica, odżywka Planeta Organica na 30 min, serum

Wtorek, 10.09
Rano: hydrolat, krem na naczynka, krem Essential Care
Wieczorem: hydrolat, krem na naczynka, krem Bioluxe, macerat, maseczka Night Detox

Środa, 11.09
Rano: hydrolat, krem na naczynka, krem Essential Care, macerat
W ciągu dnia: peeling enzymatyczny, maseczka nawilżająca Organic Shop
Wieczorem: hydrolat, krem na naczynka, krem Bioluxe, macerat, krem Essential Care
Włosy: szampon Barwa, balsam Baikal Herbals do włosów suchych i farbowanych na 40 min, serum

Czwartek, 12.09
Rano: hydrolat i od razu filtr
Wieczorem: tylko hydrolat – noc odpoczynku dla skóry
Włosy: szampon NS, balsam Babuszki Agafii na kwiatowym propolisie, serum

Piątek, 13.09
Rano: hydrolat, maseczka ze spiruliny na 12 minut, krem Essential Care
Wieczorem: hydrolat, maseczka Night Detox, krem na naczynka, krem Bioluxe, macerat

Sobota, 14.09
Rano: hydrolat, krem na naczynka, olej z pestek malin z kwasem hialuronowym
Wieczorem: hydrolat, macerat, olej tamanu, krem Bioluxe
Włosy: olej Babuszki Agafii

Niedziela, 15.09

Rano: hydrolat, macerat, olej tamanu punktowo
Wieczorem: peeling ze skały wulkanicznej, glinka anapska na 15 minut, hydrolat, krem Essential Care, krem na naczynka, krem Bioluxe, macerat
Włosy: szampon NS, maska BingoSpa, serum

Jak widzicie, niestety moja pielęgnacja twarzy jest dość skomplikowana i używam wielu kosmetyków na raz. O tym dlaczego pisałam w tych dwóch postach (kilk klik). Jak widać teraz używam już trochę innych kosmetyków, filozofia pozostała jednak bez zmian. 

Jeśli chodzi o czasochłonność moich zabiegów to wcale nie wymagają poświęcania aż tak dużo czasu, bo podczas większości z nich mogę robić też coś innego. Nakładam maskę na włosy czy twarz i zajmuję się rzeczami, które bym robiła bez nich. Jedynie maseczki z glinki i spiruliny są bardziej problematyczne, bo brudzą i trzeba je zwilżać co jakiś czas, ale wtedy zazwyczaj robię peeling ciała lub depiluję nogi, więc nie jest źle ;) Umycie włosów i nałożenie maski to niecałe 5 minut, nakładanie kremu to kilka sekund, więc to już w ogóle nie zajmuje czasu, po prostu musi się chcieć.

Dajcie znać, jeśli jesteście ciekawe recenzji któregoś z używanych przeze mnie kosmetyków - niektórych już się pojawiły, linki znajdziecie przy spisie kosmetyków u góry. 

Jak wygląda Wasza pielęgnacja? Używacie któregoś z tych kosmetyków? Ile czasu poświęcacie na Waszą pielęgnację?

Pozdrawiam wszystkich
Asia

P.S. Mam do oddania całe, nigdy nieotwarte 10-gramowe opakowanie witamin all in one z ZSK ważne do grudnia tego roku. Nie jest to dużo czasu, ale zawsze można przetestować przy tuningowaniu masek itp. Jeśli ktoś z Was chciałby otrzymać te witaminy ode mnie, wystarczy, że do będzie obserwatorem mojego bloga i pod postem napisze:
"Obserwuję jako...
e-mail: ..."
Osobę, która otrzyma produkt wylosuję 20.09., a więc czas na zgłoszenia macie do 19.09. do 23:59. Wysyłam tylko na terenie Polski :)

Nawilżający żel pod prysznic? - o żelu Planeta Organica z masłem Shea

Cześć wszystkim!

Moja skóra jest bardzo podatna na wysuszanie przez kosmetyki. Kiedyś, dla dobrej kondycji skóry nóg, musiałam używać balsamu codziennie, a czasem dwa razy dziennie, bo gdy nałożyłam go wieczorem, rano skóra była znowu sucha. Teraz mój problem zniknął i wystarczy, jak użyję jakiegoś nawilżającego produktu co 2-3 dzień, a przy tym nigdy nie ma sytuacji, żeby moja skóra była "biała", jak to kiedyś często bywało. To wszystko stało się za sprawą żelu Planeta Organica z organicznym masłem Shea. 


Opakowanie
Jest świetne, gdyż łączy w sobie zarówno bardzo ładny, estetyczny i minimalistyczny design, jaki lubię oraz funkcjonalność - butelka jest duża z pompką, co ułatwia używanie produktu.

Skład
No cóż - to on stoi za tym świetnym działaniem. Po pierwsze - nie ma silnych detergentów takich jak SLS, SLES, ALS, nie ma alkoholu, a na drugim miejscu zaraz po wodzie stoi masło Shea. Mamy za to słabsze składniki myjące, mniej drażniące - trzy następne składniki po maśle Shea. Potem mamy jeszcze ekstrakt z melisy i z szałwii.

Skład: Aqua, Butyrospermum Parkii (Organic Shea Butter), Lauryl Glucoside, TEA-Cocoyl Glutamate, Cocamidopropyl Betaine, Melissa Officinalis Extract (extract of lemon balm), Salvia Officinalis Extract (Sage extract), Guar Hydroxypropyltrimonium Chloride, Cellulose Gum, Parfum, Citric Acid, Benzyl Alcohol, Benzoic Acid, Sorbic Acid.

Cena, pojemność, dostępność, wydajność
360 ml żelu kosztuje 17,50 zł w sklepie Triny.pl, gdzie zresztą go zamówiłam. Jest też na pewno dostępny w sklepie Kalina. Jeśli chodzi o wydajność, to ciężko ją ocenić w przypadku żelu pod prysznic. Wszystko zależy od tego, ile razy dziennie się ktoś myje, czy lubi jak kosmetyk się pieni (w przypadku tego żelu, żeby się pienił trzeba by  nałożyć sporo). Na moje potrzeby wydajność jest dobra.

Moja opinia
Tak naprawdę największa zaleta tego żelu została już wymieniona - on naprawdę nawilża skórę! Wiadomo, że nie ma co liczyć na jakiś niesamowity poziom nawilżenia, jednak jak na moje codzienne potrzeby jest wystarczające, zwłaszcza, że nie jestem wielką fanką balsamowania. Nie wiem, jak sprawdziłby się u osób, które mają chronicznie przesuszoną skórę, pewnie niewiele by zdziałał, jednak dla mnie, która cierpi na okresowe przesuszenie skóry lub takie spowodowane kosmetykami jest super. Poza tym używanie tego żelu to naprawdę przyjemność. Pięknie pachnie - dość słodko, jak zwykle przypomina mi coś do jedzenia (chyba nie mam już innych skojarzeń niż te kulinarne), bardzo ładnie też wygląda - płyn jest złotawo-beżowawy. Bardzo dobrze rozsmarowuje się na skórze. Nie pieni się, jak typowy żel pod prysznic, pozostawia delikatną piankową otoczkę. Nadaje się też ewentualnie do mycia twarzy - wypróbowałam go pod tym kątem i zdał egzamin.

Plusy i minusy
+ nawilża
+ pięknie pachnie
+ świetne opakowanie - funkcjonalne i estetyczne
+ bardzo przyjemnie się go używa
+ nie wysusza skóry, ani ciała, ani twarzy
+ piękny skład

+/- w zależności od ilości zużywanego produktu może okazać się mało wydajny i drogi - dla mnie jednak wydajność i cena są ok

Minusów brak!

Podsumowanie
Jest to naprawdę rewelacyjny żel pod prysznic - długo takiego szukałam. Poprzedni, który stosowałam - witaminowy Natura Siberica - też był świetny, jednak nie nawilżał skóry, tak jak robi to ten. Myślę jednak, że zakupię ponownie i jeden, i drugi, gdyż NS ma świeży zapach i myślę, że fajnie będzie się go używać w kolejne lato.

Znacie ten żel pod prysznic? Macie jakiś ulubieńców w tej kategorii?

Pozdrawiam wszystkich
Asia

Recenzja: biała glinka anapska z jonami srebra

Cześć wszystkim!

Dziś recenzja szczególnie ciekawa dla osób, które mają problemy z zaskórnikami i zanieczyszczoną cerą, a więc tak naprawdę dla większości z nas. Szczęściarzy z nieskazitelną cerą jest mało i mimo, że moja nie jest jakoś szczególnie problematyczna, to w okolicach brody często zadomawiają mi się nieprzyjaciele. Żeby utrzymać cerę w zadowalającym stanie, przynajmniej raz w tygodniu sięgam po białą glinkę anapską z jonami srebra firmy Fitokosmetik. 



Opakowanie
Proste, tekturowe, nieszczególnie piękne, ale nie oczekuję tego po kosmetyku tego typu. Co jest bardzo fajne to to, że w środku znajdziemy dwie foliowe torebeczki z proszkiem zamiast jednej. Łatwiej się operuje lżejszym woreczkiem przy wysypywaniu produktu. Torebki nie są w żaden sposób zamykane, więc ja zabezpieczam swoją otwartą przy użyciu klipsa do płatków :)

Skład
Ciężko mówić o składzie, produkt składa się z tylko jednego składnika, czyli z naturalnej białej glinki anapskiej wysokiej czystości z zawartością srebra.

Cena, pojemność, dostępność, wydajność
Swoją glinkę zakupiłam w sklepie Kalina i za 200 g zapłaciłam 9 złotych. Powinna być dostępna w większości sklepów z rosyjskimi kosmetykami. Jeśli chodzi o wydajność, to w moim przypadku jest ogromna, gdyż nakładam ją tylko na strefę T, ewentualnie delikatnie zahaczając o policzki.

Moja opinia
Uwielbiam tę maseczkę! Bardzo lubię efekt, jaki otrzymujemy po jej użyciu - cera jest rozjaśniona, promienna, oczyszczona, wydaje mi się też, że glinka delikatnie złuszcza martwy naskórek. Warto jej użyć przed jakimś większym wyjściem. Można jej używać także jako maseczkę do włosów oraz w postaci ciepłych okładów na bóle stawów, jednak jakoś nigdy nie wypróbowałam. Skóra po użyciu tej glinki jest niesamowicie gładka. Trzeba pamiętać, żeby zwilżać papkę podczas jej pobytu na naszej twarzy, żeby nie doprowadzić do jej wyschnięcia (powinna być cały czas wilgotna). Moja rada - lepiej dać trochę mniej wody niż sugerowane proporcje 1:1, bo wychodzi raczej płyn niż pasta.

Plusy
+ rewelacyjne działanie
+ cena
+ wydajność
+ kilka możliwości wykorzystania produktu

Minusów brak!

Podsumowując: jest to moja ulubiona maseczka, na której zawsze mogę polegać i która często ratuje moją skórę :) Polecam każdemu, kto choć czasem zmaga się z zanieczyszczoną cerą.

Znacie tę glinkę? Czy w ogóle używacie glinek?

Pozdrawiam wszystkich
Asia

Trochę nowości: kosmetycznych, do ubrania, do domu

Cześć!

Dzisiaj post typu "haul zbiorczy" - zwrot ten debiutuje no moim blogu, nigdy nie dodawałam postów tego typu, ale ostatnio w moje posiadanie weszło kilka naprawdę fajnych rzeczy, które chciałam Wam pokazać.

Nowości kosmetyczne
Znowu udało mi się zrobić świetne zakupy w bardzo okazyjnych cenach. Kilka dni temu odwiedziłam drogerię Jasmin przy ul. Mickiewicza - mam blisko, a w sumie rzadko tam zaglądam. Teraz wiem, że to był błąd i będę tam zaglądać o wiele częściej. Powód jest prosty - szafy fajnych, tanich firm np. Golden Rose, Eveline, Bell z bardzo szerokim asortymentem. Ceny są naprawdę bardzo niskie. Przykładowo - lakiery Colorama kosztują w Naturze i w Superpharmie ponad 10 zł, a tu 7. A więc torunianki - jeśli jeszcze tam nie zajrzałyście, to zróbcie to koniecznie!
Tak wyszło, że zakupiłam same kosmetyki firmy Golden Rose - dwie kredki do oczu i dwa lakiery do paznokci. Co w tym najwspanialsze to to, że łącznie zapłaciłam jakieś 15 zł.
Kredki do oczu ze sławnej już serii Emily, którą bardzo lubię. Padło na brąz nr 105 i opalizującą oberżynę nr 112. Zdjęć nie ma, bo niewdzięczne kredki nie dały się po ludzku sfotografować, ciągle wychodziły jakieś nieostre :<

Jeśli chodzi o lakiery to są one z różnych serii: pierwszy z Paris nr 142 - bardzo dziwny kolor, jeszcze nie miałam go na paznokciach, ale jest to mieszanka fioletu z szarością z jakimś miedzianozłotym shimmerem; drugi z serii "with protein" nr 269 - bardzo ładny koral, kolor przypomina mi jakiś koktajl czy sorbet truskawkowy.


Kredki kosztowały bodajże 3,79 zł każda, lakiery nie pamiętam, no ale jak wspomniałam przed chwilą łącznie wyszło 15 zł z groszami.

Nowości ubraniowe
Powoli zaczęłam sposobić się do jesieni i zimy. Może wyjdę na dziwną, ale lubię te pory roku (gdy są łagodne) z kilku powodów: po pierwsze uwielbiam siedzieć pod kocykiem z herbatą, po drugie uwielbiam nosić płaszcze, po trzecie w jakiś sposób lubię takie długie wieczory, spanie pod kołdrą naciągniętą tak, że wystaje tylko nos. Swoją drogą tak naprawdę lubię każdą porę roku, nie widzę sensu w zamartwianiu się czymś, co i tak czy siak nadejdzie. Trzeba szukać pozytywów. No i nowa pora roku oznacza nowe fajne ubrania! :D
Razem z moją mamą odwiedziłyśmy H&M i znalazłyśmy kilka fajnych rzeczy. Po pierwsze spodnie - ze względu na to, że jestem gruszką z wąską talią i "rozbudowanymi" biodrami i udami mam problem z doborem spodni. Jak przejdą przez uda, to w talii odstają, więc ciężko znaleźć takie, które dobrze pasują, co z kolei powoduje deficyt spodniowy w mojej szafie. Zawsze podobały mi się wzorzyste spodnie i w końcu znalazłam takie, których wzór nie jest tak nachalny i do tego pasują rozmiarem. Bardzo podoba mi się też kolor przyciemnionej oliwki.


Do spodni dość długo szukałam po sklepie jakiejś pasującej bluzki. Wymyśliłam sobie jasną, luźną, bez rękawów, z delikatnego materiału. Znalazłam, jednak w dziale z ubraniami w rozmiarach 44 wzwyż ;). Gdy szłam do przymierzalni rzuciła mi się w oczy właśnie ta, która ma trochę dłuższy tył niż przód, jest delikatnie prześwitująca (ale tak do przyjęcia). Bardzo mi się podoba i widzę ją w stylizacjach z wieloma ubraniami, które mam już w szafie.

Ostatnim ubraniem jest świetny sweter idealny na jesień i zimę. Bardzo mi się podoba ten melanż. Jest on odpowiedniej długości - do połowy bioder - dzięki temu nie poszerza sylwetki mimo, że jest luźny.


W C&A na wyprzedaży znalazłam też opaskę do włosów na gumce - mam taką samą, tylko złotą. Używam ich, gdy nie chce mi się układać grzywki albo jest ona już tak długa, że wchodzi mi do oczu.

Nowości "do domu"
Nie wiem, jak Wy, ale ja kocham Pepco. W tym sklepie można dostać naprawdę piękne i tanie rzeczy, które wcale nie są złej jakości.
Moje lakiery, które niedawno zamieszkały w pepcowym pudełku, przestały się w nim mieścić, więc konieczny był zakup drugiego. Pierwsze było w kolorze purpury, drugie chciałam "żywsze", więc wybrałam takie w kolorze żółtozielonym - taka wiosenna zieleń. Teraz nie ma wyboru - trzeba zapełnić drugie :D
Pudełko o wymiarach 22x17 kosztuje 9,99 zł, dostępne są także większe.


Drugim zakupem jest przepiękne pudełeczko / szkatułka (?), którą planuję przeznaczyć na akcesoria do włosów, wszelkie gumki, spinki, opaski, które obecnie znajdują się w koszyczku, w którym się kurzą, co nie jest pożądane przy mojej alergii. Niesamowicie mi się podoba to, że jest taka prosta i że ma przegródki, które w razie potrzeby można zlikwidować. Mnie jednak opcja z przegródkami się podoba :) Pudełko kosztowało 24,99 zł.


Ostatnim zakupem, który też przyda się zimą, są fantastyczne bamboszki z pomponami, które mają w środku misiowe futerko. Liczę na to, że będą rzeczywiście ciepłe i ogrzeją moje wiecznie zimne stopy ;). Kosztowały 29,99 zł.

Takie zakupy sprawiły mi ogromną radość :)

A Wy co ostatnio ciekawego upolowałyście? Przygotowujecie się powoli do zimy?

Pozdrawiam wszystkich
Asia

Malinowy scrub Organic Shop - słodycze do ciała!

Cześć wszystkim!


Nadszedł czas na pierwszą recenzję z kosmetyków, jakie zamówiłam w zeszłym miesiącu z Triny.pl. Postanowiłam, że na pierwszy ogień pójdzie malinowy scrub do ciała Organic Shop, z bardzo prostej przyczyny - mam już na jego temat wyrobione zdanie.

Osobiście uwielbiam maliny, obok borówek i brzoskwiń to moje ulubione owoce. Była to jedna z przyczyn, dla których sięgnęłam po ten kosmetyk. Druga jest taka, że spośród kilku wersji scrubów Organic Shop tego skład podobał mi się najbardziej. Po niezbyt udanej przygodzie ze scrubem Babuszki Agafii (recenzja - klik) postawiłam na peeling cukrowy.

Opakowanie
Produkt otrzymujemy w plastikowym kubełku z zamknięciem z elastycznego tworzywa. Bardzo odpowiada mi takie rozwiązanie, łatwo się je otwiera w ten sposób. Poza tym opakowanie jest wystarczająco płytkie i wystarczająco szerokie, żeby swobodnie wydobyć z niego całość produktu, bez męczenia się, tym bardziej, że peeling jest stałej konsystencji.

Skład
Bardzo prosty, krótki, bez zbędnych składników - o to chodziło. Po kolei mamy organiczny ekstrakt z malin, cukier trzcinowy, delikatną substancję myjącą. Ma ktoś pomysł co może czaić się pod "cream" - chodzi o śmietanę?

Skład: Organic Rubus Idaeus Fruit Extract (organic raspberry extract), Sucrose (cane sugar), Sodium Cocoyl Isethionate (from coconut oil), Cetearyl Alcohol, Cream (cream), Glycerin, Parfum.

Cena, pojemność, dostępność, wydajność
Za 250 ml produktu musimy zapłacić 22 złote w sklepie internetowym Triny.pl. Sądzę, że produkt ten będzie dostępny także w innych sklepach oferujących rosyjskie kosmetyki. Jeśli chodzi o wydajność, to sądzę, że jest całkiem niezła, sporo tego peelingu ostatecznie :)


Moja opinia 
Scrub jest naprawdę fantastyczny. Zacznę od tego, co pierwsze rzuca się w oczy i w nos. Scrub wygląda naprawdę ładnie, jest jasnoróżowy, a przy tym fantastycznie pachnie - jak malinowa Mamba :)
Podoba mi się w nim, że możemy stopniować "zdzieranie" nabierając mniej lub więcej produktu, dzięki czemu można zrobić delikatny peeling w miejscach, gdzie skóra jest cieńsza i wrażliwsza, np. na dekolcie. Skóra po jego użyciu jest jedwabiście gładka, bardzo przyjemna w dotyku. Co jest dla mnie ogromną zaletą to to, że scrub nie wysusza skóry, jak to robi większość kosmetyków tego typu - prawdopodobnie dlatego, że w składzie nie ma silnych detergentów. Drobinki cukru rozpuszczają się po dłuższej chwili, jednak spokojnie zdążymy wykonać peeling. Moim zdaniem są odpowiednio ostre, gdyż tak, jak wspomniałam wcześniej można stopniować intensywność "drapania".

Plusy i minusy
+ najważniejszy - skuteczny, dobrze usuwa martwy naskórek i wygładza
+ przepięknie pachnie i wygląda
+ można stopniować stopień "zdzierania"
+ stosunek cena-wydajność-pojemność jest bardzo dobry
+ świetny, prosty skład

Minusów nie widzę :)

Podsumowanie
Znalazłam mój KWC wśród peelingów!

Używałyście tego scrubu? Jaki jest Wasz ulubiony peeling?

Pozdrawiam wszystkich
Asia

Na jakich kosmetykach warto oszczędzać?

Cześć wszystkim!


Zawsze ogromną radość sprawia mi kupowanie rzeczy okazyjnie lub po prostu tanio. Żeby nie zrujnować się na kosmetykach warto przyjąć pewne pułapy cenowe, powyżej których kosmetyku nie kupujemy, no chyba że trzeba. Ja tak zrobiłam i przestałam mieć wrażenie, że wydaję strasznie dużo pieniędzy.


Znowu na wstępie chcę zaznaczyć, że jest to moja subiektywna lista i wskazówki, oparte na moich własnych przekonaniach i doświadczeniach.

1. Lakiery do paznokci
Uznałam, że absolutnie nie ma sensu wydawać na nie więcej niż 10 zł. I tak przy dużej ilości lakierów prawdopodobieństwo zużycia kilkunastu mililitrów produktu jest praktycznie niemożliwe - dlaczego więc kupować drogie lakiery, skoro jakaś część pójdzie do kosza (a z nią nasze pieniądze)? Kiedyś strasznie chorowałam na lakiery OPI czy China Glaze, na szczęście żadnego nie kupiłam. Ciężko podać mi jakąś tanią firmę, która produkuje dobre jakościowo lakiery, gdyż dużo zależy od koloru, wykończenia etc., jednak tanie firmy z dużym wyborem kolorów to Delia, MIYO, Golden Rose.

2. Cienie do powiek
Za pojedynczy cień nie zapłacę więcej niż 15 zł, a nawet bliżej 10 zł. Kiedyś bardzo chciałam mieć cienie z Maca, jednak znalazłam świetną alternatywę jaką są cienie Inglota, Kobo czy Essence za kilka razy mniejsze pieniądze.

3. Kredki do oczu
Jakie musi mieć zalety kredka do oczu? Musi być trwała, kolor musi być nasycony, musi być wystarczająco miękka, żeby łatwo się nią malowało, ale też wystarczająco twarda, by się nie łamała i żeby dało się narysować precyzyjną kreskę. Bardzo dobre kredki w swoim asortymencie posiada Golden Rose - kredki Emily lub Essence long-lasting.

4. Tusze do rzęs
Kupiłam kilka razy drogie maskary i za każdym razem się przejechałam. Za duże pieniądze człowiek spodziewa się świetnej jakości, a ja doszłam do wniosku, że na górnej półce są takie same buble jak na niskiej. Nie twierdzę, że wszystkie górnopółkowe tusze są złe, tylko po co przepłacać? Tak samo jak na drogiego bubla możemy trafić na tanią perełkę. Ja przerzuciłam się na bardzo tanie tusze (ok. 10 zł) i nie żałuję.

5. Pudry sypkie
O ile w przypadku pudrów prasowanych, które nosimy na co dzień w torebce, jestem w stanie zrozumieć wyższą cenę, bo płacimy także za funkcjonalną puderniczkę, to w przypadku pudrów sypkich już nie. Nie używa się go raczej do poprawek w ciągu dnia, pudełko nie musi mieć lusterka ani być szczególnie piękne. Pomijam już fakt, że jako puder możemy używać np. skrobi ziemniaczanej. Podobno świetny puder (ja nie próbowałam), który możemy kupić za kilka złotych w spożywczym :)

6. Mydła w płynie
Niestety na rynku nie ma zbyt wielu propozycji naturalnych mydeł w płynie do rąk. Propozycja Alterry nie do końca przypadła mi do gustu. W takiej sytuacji zmuszeni jesteśmy do kupienia standardowego mydła z SLS-em. W takiej sytuacji nie ma sensu przepłacać i kupować mydła Dove czy Palmolive, gdyż nie ma w nich absolutnie nic lepszego niż w mydle chociażby Isany. Ja polecam ze swojej strony wkłady Isany z aloesem, skład jest prosty i rzeczywiście zawiera trochę ekstraktu z aloesu.

7. Kremy do rąk / stóp
Po pierwsze można używać kremu do rąk do stóp i na odwrót, przez długi czas kupowałam osobne produkty aż doszłam do wniosku, że to nie ma sensu (chyba, że krem ma mieć jakieś szczególne działanie, mi chodzi o produkty stricte nawilżające). Po drugie - jest to tego typu produkt, że w kosmetykach z górnej półki i tak nie będzie jakiś niesamowitych składników. Gdy zobaczyłam krem do rąk Guerlain za 200 zł umarłam ;)

Na jakich kosmetykach nie warto oszczędzać? Na takich, które maskują Wasze największe niedoskonałości albo na takich, które podkreślają Wasze atuty, a nie potraficie znaleźć tańszego zamiennika. W moim przypadku nie będę skąpić pieniędzy na świetny korektor pod oczy, gdyż mam problem z cieniami. Jeśli ktoś ma dużo blizn potrądzikowych, które chce ukryć, będzie szukał dobrego podkładu kryjącego lub kamuflażu itp.
Myślę też, że nie warto żałować pieniędzy na pielęgnację - nie mówię, że trzeba od razu kupować drogie kosmetyki pielęgnacyjne, gdyż można znaleźć świetne za małe pieniądze, tylko lepiej potraktować to jako inwestycje długoterminowe - pieniądze wydane dzisiaj zaoszczędzimy na ewentualne zabiegi medycyny estetycznej w przyszłości :)

Pamiętajcie, że duża część ceny kosmetyku to reklama, więc nie dajcie się nabierać na piękne panie, które zachwalają drogie szminki. Może i szminka jest dobra, ale duża część kwoty, którą płacimy, to nakłady na reklamę. No i inna kwestia - "superinteligentne cząsteczki/molekuły czystości/młodości/piękności" lub "superzaawansowana technologia czegoś tam" - to też głupota, skoro takie inteligentne te cząsteczki, to może powinniśmy zacząć się ich bać?

Z moich innych rad - warto wpisać się do newsletterów pobliskich drogerii i dołączyć do programów lojalnościowych. Dzięki temu nie ominą nas okazje, a jako członkowie danych klubów możemy liczyć na specjalne promocje. W taki sposób np. w SuperPharmie kupiłam dwa lakiery Colorama w cenie jednego (teraz taka sama promocja jest w Naturze, lecę kupić :D). Poza tym warto też śledzić fanpage na Facebooku - tam też znajdą się informacje na temat aktualnych promocji etc.

Czy Wy też staracie się nie wydawać aż tak dużo na kosmetyki czy gdy widzicie coś fajnego, wiecie, że musicie to mieć? Na jakich kosmetykach oszczędzacie?

Pozdrawiam wszystkich serdecznie
Asia

Korektor Bell Multi Mineral Anti-age

Hej!

Niestety jak wiele kobiet i ja cierpię na problem cieni pod oczami. Mimo że dzięki maceratowi z kasztanów udało mi się stosunkowo opanować ten problem (różnica jest kolosalna, ale cienie nadal są) potrzebuję dobrego produktu do ich maskowania. Gdy skończył się mój korektor z Clinique (recenzja - klik), który był bardzo dobry, ale nie idealny, postanowiłam dać szansę jakiemuś z niższej półki. Wychodzę z założenia, że czasem warto poświęcić trochę czasu na szukanie taniej perełki - dzięki temu możemy w przyszłości zaoszczędzić sporo pieniędzy. Sięgnęłam po zachwalany przez wiele osób korektor Bell Multi Mineral Anti-age.  


Opakowanie
Korektor otrzymujemy w opakowaniu "błyszczykowym", to jest z aplikatorem. Jest solidne. Teraz zauważyłam jakieś minimalną rysę w nakrętce. Napisy nie ścierają się. Jest estetyczne, ale nie robi szału ;). Wydaje mi się, że praktyczniejsza byłaby jednak tubka - w ten sposób można zużyć kosmetyk praktycznie w całości.

Skład
Co lubię w kosmetykach Bell - to, że umieszczają składy kosmetyków na opakowaniach. Jest to rzadkość wśród producentów kolorówki, bardzo to cenię. W składzie nic nie budzi moich obaw, ewentualnie można by się przyczepić do BHT, jednak występuje on na ostatnim miejscu w składzie, więc jest go w kosmetyku niesamowicie mało. 

Skład: Aqua, Cyclopentasiloxane, PEG/PPG-18/18 Dimethicone, Cyclohexasiloxane, Dimethiconol, Sodium Chloride, Ethylhexyl Methoxycinnamate, C30-45 Alkyl Methicone, C30-45 Olefin, Polysorbate 80, Ethylhexyl Gliceryn, Hydrolyzed Wheat Gluten, Ceratonia Siliqua Gum, Magnesium Aspartate, Zinc Gluconate, Copper Gluconate, Phenoxyethanol, Trimethoxycaprylylsilane, Dimethicone, BHT

Cena, pojemność, dostępność, wydajność
Nie pamiętam, ile dokładnie kosztuje ten korektor, pewnie jakieś 10 złotych, chociaż mogę się mylić o kilka złotych w tę czy we w tę. Za tę cenę otrzymujemy 7,5 grama produktu. Możemy go zakupić na pewno w Drogeriach Hebe i Natura. Pojemność korektora, jaką otrzymujemy, jest do zużycia. Ja stosuję go już pewnie co najmniej 3-4 miesiące i zużyłam co najmniej 2/3. Może być problem z wyciągnięciem produktu z dna opakowania, gdyż aplikator nie sięgnie dna, więc wydajność rzeczywista będzie mniejsza niż ta potencjalna. 

Moja opinia
Na pewno nie jest to zły korektor. Nie jest to też korektor świetny, na pewno gorszy od Clinique. Krycie niestety nie powala. Z pewnością niektórym by wystarczyło, jednak nie mnie. Kolor niestety też trochę się utlenia i ciemnieje. Gdy jest rozsmarowany efekt nie jest tak straszny, jak w przypadku, gdy nałożę go więcej na rękę. Wieczorem nie ma już po nim praktycznie śladu na oku. Przy tym nie wchodzi w zmarszczki, nie wysusza, dobrze się go aplikuje - ładnie się wchłania w skórę. Bardzo dobrze nadaje się do tuszowania drobnych niedoskonałości - jakiś wyprysków czy zaczerwienień. Te wszystkie jego wady i zalety w ostatecznym rozrachunku nie składają się na korektor fatalny, raczej po prostu przeciętny.


oczy "nagie" - ostatnio cienie są większe - odstawiłam macerat z kasztanów, żeby testować inny kosmetyk, który jak widać nie działa zbyt dobrze na cienie

prawe oko z korektorem, lewe bez

Plusy i minusy
+ cena
+ dostępność
+ nie podkreśla zmarszczek
+ nie wysusza
+ dobrze się go aplikuje
+ ładnie kryje niedoskonałości

- krycie pod oczami jest naprawdę nieszczególne
- niezbyt trwały
- kolor utlenia się 
- przez niedoskonałość opakowania sporo produktu może się marnować

Podsumowanie
Dla mnie to zdecydowanie za słaby korektor, żebym zakupiła go ponownie. Dla osób, które mają delikatne sińce pod oczami powinien wystarczyć.

Używałyście tego korektora? Jaki Wy stosujecie?

Pozdrawiam wszystkich
Asia