Majowe włosy

Koniec maja, a więc czas na aktualizację włosową. Włosy w maju sprawowały się różnie, żałuję, że nie miałam czasu na to, żeby zawsze zajmować się nimi tak jak trzeba. Ale ogólnie na pewno nie było źle :)

Nie mam dla Was zdjęcia bez lampy, bo wykonywałam je w deszczowe popołudnie, a jak wiadomo ciężko wtedy o dobre światło.

Włosy na zdjęciu umyłam tego samego dnia, skalp standardowo przy użyciu szamponu Alterra Papaja i Bambus, włosy na długości żelem Natura Siberica. Potem nałożyłam na nie na jakieś 15 minut balsam Natura Siberica Objętość i Pielęgnacja - mój ulubiony :)


W sumie nie ma na co narzekać :) Chociaż zawsze jestem nie do końca zadowolona z blasku.

Jak w maju sprawowały się Wasze włosy? Jesteście z nich zadowolone?

Pozdrawiam wszystkich
Asia

Mój nowy rower!

Cześć wszystkim!
W końcu mogę Wam zaprezentować mój rower - w czwartek odebrałam go z serwisu i do dzisiaj pogoda była na tyle fatalna, że nie miałam szansy go "ochrzcić". Dziś w końcu nadszedł ten dzień i z chłopakiem wybraliśmy się na małą przejażdżkę, podczas której zrobił mi kilka zdjęć.


Najpierw kilka słów o rowerze:
jest to rower polskiej firmy Mexller, model Holenderka. Do wyboru miałam 4 kolory: biały, czarny, brązowy i piaskowy - wybrałam ten ostatni. Został zakupiony w internetowym sklepie rowerowym Prima Rowery.

Kilka słów o szczegółach:
- rama roweru - 17 cali stalowa
- ilość biegów - 3 (mechanizm Shimano Nexus 3 w piaście)
- hamulec przedni - ręczny, V-brake
- hamulec tylny - torpedo (nożny)
- koła - 26 cali
- oświetlenie - dynamo

Szukałam roweru miejskiego, który miałby kilka biegów. Zależało mi również na tym, żeby pozycja w czasie jazdy była maksymalnie wyprostowana - do rowerów zawsze najbardziej zrażał mnie fakt bycia mocno pochylonym - miałam doświadczenie tylko z "góralami". Nie planuję nim jeździć jakoś za miasto, raczej będzie mi służył do przemieszczania się po mieście jako znacznie zdrowszy środek lokomocji niż samochód czy komunikacja miejska.


Chciałam, żeby miał koszyk - ten model niestety nie miał go w zestawie. Na szczęście w ofercie sklepu znalazł się koszyk na klips, który nie jest przykręcony na stałe i można w każdej chwili odczepić.

A co spowodowało, że zapragnęłam mieć rower? Może to się wydawać śmieszne, ale był to przede wszystkim ten bardzo prosty, ale jak bardzo sugestywny obrazek:

źródło: Google

Jeszcze zdjęcie :) Przy okazji chciałam Wam zaprezentować, jak piękny jest mój Toruń - zdjęcie zostało zrobione w parku na Bydgoskim Przedmieściu. Ten mały punkt widokowy nie znajduje się w tym miejscu bez przyczyny - z niego rozciąga się przepiękny widok na dwa stawy, strumyk, który wpływa do jednego z nich. Chyba najbardziej urokliwe miejsce w całym parku :) 


A czy Wy macie rowery? Lubicie jeździć? Może chciałybyście zobaczyć więcej zdjęć Torunia?

Pozdrawiam wszystkich serdecznie
Asia

Maska BingoSpa z masłem Shea i pięcioma algami - recenzja

Myślę, że wiele z Was (jeśli nie wszystkie ;)) zna produkt, który zaraz będę oceniać. Zapewne wiele z Was także go testowało. Maskę BingoSpa z masłem Shea i pięcioma algami zamówiłam gdzieś pod koniec lutego ze strony sklepu (klik) we wspólnej paczce z Orlicą, gdyż była wtedy na nie promocja. Przyznam szczerze, że nie pamiętam, ile za nią zapłaciłam. Obecnie można ją kupić za 12 zł za 500 ml, uważam, że i tak czy siak jest to naprawdę śmieszna cena za taką ilość, wydajność i działanie. 


Skład: Aqua, 1 Heksadecanol 1 Octadecanol (miksture), Stearamidopropyl Dimethylamine, Ceteareth-20 (and) Cetearyl Alcohol, Butyrosperum Parkii (Shea Butter) Fruit, Glycerin; Aqua; Fucus Vesiculosus Extract; Enteromorpha Compressa Extract; Porphyra Umbilicalis Extract; Undaria Pinnatifda Extract, Lithothamniom Calcareum Extract, Parfum, Citric Acid, DMDM-Hydantoin, Methyl Paraben, Sodium Benzoate, Ethyl Paraben

Maska rzeczywiście zawiera masło shea i pięć alg, poza tym trochę emulgatorów. Uznałam, że parabeny na włosach raczej nie zaszkodzą, za to nie zaryzykowałam z nałożeniem jej na skórę głowy. 

Przez kilka pierwszych zastosowań, używałam jej zgodnie z zaleceniem producenta, nakładając maskę na włosy na 5 minut. Przy tak krótkim pobycie na włosach maska nie robi praktycznie nic. Właściwie już ją spisywałam na straty, gdy postanowiłam zostawić ją na włosach na dłużej, na jakieś 35 minut. Efekt był rewelacyjny! W poście z kwietniowymi włosami (klik) możecie zobaczyć tego efekt. Piękny blask, świetne wygładzenie, naprawdę super. Problem jest taki, że nie zawsze mam czas na chodzenie z maską przez 35 minut, często czas na umycie włosów i pozwolenie im wyschnąć mam tylko wieczorem, a wiadomo dłuższe trzymanie maski powoduje duży poślizg w czasie. 

Sytuacja jest bardzo podobna do moich odczuć na temat balsamu Natura Siberica Ochrona i Odżywienie (recenzja - klik). I znowu problem - jak ją ocenić. Przy zalecanym czasie pozostawienia maski na włosach, nie dajemy jej szansy na porządne działanie, zwłaszcza, że ta maska nie jest bombą super odżywczych składników w dużych ilościach. Producent sam świadomie naraża się na negatywne opinie na temat tej maski, a nie jest to produkt zły. 

Na pewno z chęcią zużyję ją do końca, nakładając ją na włosy na ponad pół godziny. Może zakupię ją ponownie (jak pewnego dnia w dalekiej przyszłości się skończy :D), nie wykluczam tego.

Miałyście ją? Macie podobną opinię do mojej czy zupełnie inną? Spotkałyście się kiedyś z maską, która działa lepiej stosowana inaczej niż zaleca producent?

Pozdrawiam Was wszystkie
Asia

Spirulino, dlaczego mi to zrobiłaś?! :<

Dzisiaj post ostrzegawczy - może dzięki zaoszczędzę Wam trochę nerwów i płaczu.

W czwartek wieczorem postanowiłam zrobić sobie, dla odstresowania przed piątkowym kolokwium z mikroekonomii, maseczkę ze spiruliny. Zmieszałam trochę z wodą i nałożyłam na całą twarz, szyję i dekolt. Zostawiłam ją na jakieś pół godziny. Zmyłam wszystko, skóra była pięknie gładka. Na policzki nałożyłam macerat z kasztanów, na strefę T serum rozjaśniające z BU, na szyję krem z Baikal Herbals, czyli standardowy zestaw.

Rano obudziłam się, poszłam do łazienki i spojrzałam w lustro - moje policzki były w kolorze malinowego pomidora i były strasznie gorące. Z początku nie panikowałam, bo pomyślałam, że zaraz się pewnie wszystko unormuje. Zaczęłam panikować, gdy po godzinie nic się nie zmieniło. Pojechałam do siostry pożyczyć od niej podkład, bo nie dałabym rady się tak pokazać między ludźmi. Niestety podkład nie przykrył mojego rumienia - wtedy zaczęłam płakać. Wczorajszy dzień był dla mnie ważny, miałam imieniny, z chłopakiem świętowaliśmy 3,5 rocznicę, mieliśmy już rezerwację w restauracji, a wieczorem wychodziliśmy ze znajomymi do centrum. Jak zwykle w ważne dni coś takiego musi się przydarzyć... Do tego wszystkiego źle zmyłam masło shea z włosów i miałam je tłuste na długości :<

Po jakiś pięciu godzinach czerwień zaczęła blaknąć, a policzki się studzić. Ostatecznie, gdy wychodziłam twarz już nie była czerwona w ogóle.

Jestem tą całą sytuacją o tyle zaskoczona, że to nie był pierwszy raz, kiedy używałam spiruliny. Nigdy wcześniej nie przydarzyło mi się coś chociaż trochę podobnego.

Może potrzymałam ją te 10 minut za długo? Nie wiem. Ale nie sądzę, żebym kiedykolwiek więcej próbowała nałożyć ją na policzki. Może ewentualnie spróbuję jeszcze z kefirem. Poza tym jestem ciekawa jej działania antycellulitowego.

Dlatego moja przestroga - wrażliwcy, uważajcie!

Miałyście kiedyś taką przygodę z jakimś produktem? Jak u Was sprawuje się spirulina?

Pozdrawiam wszystkich serdecznie
Asia

Pierwsze urodziny bloga!

Wczoraj był bardzo fajny dzień, gdyż dokładnie rok temu napisałam na tym blogu mojego pierwszego posta! Naprawdę ciężko uwierzyć, że to już rok :)



W ciągu tego roku napisałam 142 posty, jest ze mną 175 obserwatorów, uzbierałam łącznie ponad 62 tysiące wyświetleń i prawie 1500 komentarzy. Jest to naprawdę ogromny sukces i chciałabym Wam z całego serca podziękować za to, że codziennie jesteście ze mną. Każdy nowy komentarz, każdy kolejny obserwator zachęca mnie do dalszego pisania :) Bez Was ten blog by nie istniał! Chciałabym też podziękować mojemu chłopakowi za to, że namówił mnie do pisania bloga i mojej rodzinie za to, że mi kibicuje :)

To pizza, którą zrobiliśmy razem z moim chłopakiem (w sumie to w większości on zrobił, świetnie gotuje!) nawiązująca do dzisiejszych urodzin :D Była przepyszna!


ta akurat jest nie moja, bo z mięsem, ale chciałam Wam pokazać, jak się prezentuje taka pizza w całości

Chciałam się też Wam dzisiaj pochwalić moim rowerem, który dotarł do mnie w piątek, lecz niestety miałam mały problem ze złożeniem go (np. koło skręcone w złą stronę... :D), więc do czwartku jest w serwisie. Kiedy tylko go odbiorę, to go Wam pokażę :) 

Jeszcze raz wszystkim Wam bardzo dziękuję! 

Pozdrawiam Was
Asia

Jak zdrowo żyć: odżywianie

Cześć wszystkim!
Od razu na wstępie chcę zaznaczyć, że nie jestem dietetykiem czy trenerem fitness i bardzo chętnie przyjmę dobre rady :). Swoją teorię na temat zdrowego życia stworzyłam z różnych informacji, które przeczytałam na wielu blogach i w wielu artykułach poświęconych temu tematowi - bardzo lubię czytać nie tylko na temat zdrowego stylu życia, ale zdrowia w ogóle, medycyny niekonwencjonalnej, fitoterapii itp.



Odżywianie

Wychodzę z założenia, że chcę odpowiednio traktować swój organizm, dlatego staram się dostarczać mu jak najwięcej najlepszych składników z żywności. Nie chcę zaśmiecać mojego żołądka byle czym. Zawsze czytam składy produktów przed ich kupieniem w sklepie i stwierdzam, że naprawdę ciężko o te dobre jakościowo.


Jakich składników unikam w jedzeniu:
- wzmacniaczy smaku: glutaminiany, guanylany, inozyniany, rybonukleotydy (E 620-640)

- konserwantów: np. benzoesan sodu, dwutlenek siarki, benzoilohydrazyna czy cytrynian sodu
- syropu glukozowo-fruktozowego - polecam poczytanie, jak się go otrzymuje. Z dwojga złego lepszy jest zwykły cukier
- utwardzanych tłuszczów roślinnych (kwasów tłuszczowych trans) - z tym jest ciężko, bo są w naprawdę wielu produktach

- słodzików - sorbitol, aspartam, acesulfam

- sztuczne barwniki - dużo składników od E 100 do E 200. Dodatkowo należy unikać koszenili (inaczej karminy), która mimo, że jest naturalna (to sproszkowane meksykańskie robaczki), jest szkodliwa. Barwniki, których nie należy się obawiać to np. kurkuma, kurkumina, karoten, sok z buraków.

Ogólnie polecam produkty jak najmniej przetworzone, o jak najprostszym składzie - tak jak w kosmetykach :)

Przykładem idiotycznych zachowań producentów jest to, że na wszystkie jogurty naturalne dostępne w Piotrze i Pawle tylko jeden nie zawierał mleka w proszku! Po co w jogurcie mleko w proszku, jeśli ogólnie jest zrobiony z mleka? Pomijam już te, które zawierają cukier...


Gdzie się da staram się używać produktów pełnoziarnistych: makaron, pieczywo, do tego płatki orkiszowe lub owsiane, prawdziwy pełnoziarnisty chleb (mój tata ma sprawdzoną piekarnię, która istniała już przed wojną (!), w której nie używa się żadnych ulepszaczy). Odradzam większość mieszanek musli i płatki "fitness" - również zawierają mnóstwo cukru.

Warto wprowadzić do diety dodatki, które dodają witamin czy innych fajnych składników, np. antyoksydantów.


Przykładowo do swojego śniadania dorzucam suszoną żurawinę, jagody Goji, borówki. Te owoce są wielką bombą wspaniałych, dobrych dla zdrowia właściwości. Dodatkowo moje śniadanie składa się z płatków orkiszowych lub owsianych, jogurtu naturalnego i łyżeczki miodu lub dżemu niskosłodzonego. Mój chłopak pochodzi z rodziny o pszczelarskich tradycjach, więc zawsze mam dostęp do przepysznego, oryginalnego miodu. Jeżeli chcecie mogę go poprosić, żeby opowiedział mi co nieco o tym, jak dobrze rozpoznać, czy miód jest prawdziwy i opowiem Wam o tym na blogu. Myślę, że warto to wiedzieć :)


Co poza tym - dużo warzyw. Niestety sama mam z tym problem, muszę jeść więcej! To ze względu na to, że większość warzyw, które lubię trzeba gotować, a tego raczej na szybko się nie zrobi. Polecam brokuły, warzywa strączkowe, kalafior, paprykę, szpinak. Tak naprawdę większość warzyw zawiera bardzo wiele drogocennych składników. 

Inna sprawa - dobre tłuszcze! Np. olej rzepakowy, olej lniany, tłuste ryby, orzechy, dynia, oliwa z oliwek, awokado. Oleje powinny być zimnotłoczone i nierafinowane. 

Żeby połączyć warzywa i dobre tłuszcze planuję robienie jakiś surówek. Np. miks sałat (szpinak, rukola i inne), do tego orzechy, ogórek, marchew, jakiś twarożek, fajnie przyprawione i do tego odrobina oleju lnianego. Może będzie smaczne :D A na pewno zdrowe. 

To jest dla mnie podstawą. Pamiętajcie jednak, że optymalna zasada w żywieniu to 80/20, czyli 80% zdrowo, 20% dowolne produkty. Nic się nie stanie, jeśli do obiadu zjecie frytki, a na deser Snickersa, naprawdę! Najważniejsze to słuchać swojego organizmu i dostarczać mu tego, czego potrzebuje, a nie liczyć kalorie, czy stosunek B/W/T.

Co myślicie o mojej teorii? Chciałybyście poczytać o czymś więcej (np. o tym, na co pomagają dane produkty itp)? Jak wygląda Wasza dieta?

Pozdrawiam wszystkich serdecznie
Asia

Moja walka z naczykami: rafinowany olej z orzechów laskowych - recenzja

Dokładnie miesiąc temu dotarło do mnie moje zamówienie z ZSK i z kolorówki (post o tym - klik), a w nim kilka produktów, które miały mi pomóc walczyć z moją płytko unaczynioną cerą na policzkach. Postanowiłam, że będę je testować pojedynczo, żeby dokładnie widzieć, co konkretnie działa. Testy zaczęłam od rafinowanego oleju z orzechów laskowych z ZSK. 


Zastosowanie oleju (opis ze strony ZSK):
"Dobrze i głęboko wnika w skórę, wzmacniając ściany naczyń krwionośnych oraz przyspiesza regenerację komórek naskórka. Przeznaczony dla skóry z popękanymi naczynkami krwionośnymi, bladej, ziemistej, zmęczonej i wrażliwej. Dla skóry suchej, mieszanej i dojrzałej.
Olej wykazuje działanie ochronne, pielęgnujące, odżywcze i lekko tonizujące."


Za 30 ml olejku zapłaciłam 5,20 zł. 

Jak zapewne się domyślacie, najbardziej zależało mi na działaniu przeciw naczynkom - na wzmocnieniu, liczyłam na to, że staną się mniej widoczne, jak wspaniale robi to macerat z zielonej herbaty, który powoduje, że część staje się w ogóle niewidoczna. 

Stosowałam go przez miesiąc, 2 razy dziennie na cały obszar na którym znajdują się widoczne naczynka. 

Niestety jestem zmuszona stwierdzić, że ten olejek nie robi z naczynkami nic, a nawet nie zapobiegł tworzeniu się nowych! Planowałam testować go dłużej, lecz gdy pewnego dnia spojrzałam w lustro na mój lewy policzek, przeraziłam się i postanowiłam, że dam sobie spokój. Od niedzieli stosuję z powrotem macerat z zielonej herbaty i już jest trochę lepiej, ale nadal dość daleko od stanu, w jakim zaczynałam używanie oleju z orzechów laskowych. 

Skóra na moich policzkach poza płytkim unaczynieniem jest normalna, ani nie sucha, ani nie tłusta, więc ciężko mi ocenić stopień tego, jak ją nawilżył. Postanowiłam więc przetestować go na suchej skórze na moich łydkach. Niestety i tu nic nie zdziałał, sucha była tak sucha jak i wcześniej. 

Szczerze powiedziawszy nie wiem co teraz z tym fantem zrobić. Wypróbuję go jeszcze do włosów, może przynajmniej tu coś zrobi.

W ciągu najbliższych kilku dni rozpocznę testowanie kolejnego produktu - maceratu z kasztanów. Za miesiąc spodziewajcie się kolejnej recenzji.

A jak podsumować rafinowany olej z orzechów laskowych - rozczarowanie.

Znacie? Używałyście? Lubicie?

Pozdrawiam Was
Asia

Nowości w ochronie przeciwsłonecznej

Jako że lato już za pasem, należy dobrze przysposobić się do ochrony przed słońcem. Filtru SPF 50 na twarz używam przez cały rok, jednak data przydatności mojego Ducray'a dobiega końca, więc zakupiłam następny.



Tym razem zdecydowałam się na coś nowego z dwóch prostych przyczyn. Po pierwsze Ducray jest obecnie bardzo słabo dostępny, nie wiem dlaczego. Po drugie jednak bez promocji swoje kosztuje (ok. 60zł).
Zamówiłam więc produkt Dermedic Sunbrella w wersji dla cery naczynkowej.
Jest też w wersji do cery suchej, ale ta do naczynkowej ma znacznie ciekawszy skład, no i uznałam, że przyda mi się taki kosmetyk dwa w jednym, który działałby i przeciwsłonecznie, i chociaż w pewnym stopniu na naczynka.

Skład: Aqua, Octocrylene, Methylene bis-benzotriazolyl tetramethylbutylphenol, Hydrogenated polydecene, C12-15 alkyl benzoate, Cyclopentasiloxane (and) Dimethiconol, Peg-100 Stearate (and) Glyceryl Stearate, Stearyl Alcohol, Butyl Methodibenzoylmethane, Titanium Dioxide (and) Hydroxystearic Acid, Glycerin, Bis-ethylhexyloxyphenol Methoxyphenyl Triazine, Polyacrylamide (and) C13-14 Isoparaffin (and) Laureth-7, Propylene glycol, Witch hazel extract, Horse Chestnut Extract, Grape Leaf Extract, Hypericum Perforatum Extract, Arnika Montana Extract, Ivy Extract, Hydroxy Dimethoxybenzyl Malonate, Stearic Acid, Allantoin, Benzyl Alcohol (and) Methylchloroisothiazolinone (and) Methylisothiazolinone

Jeśli chodzi o filtry, to mamy tutaj Tinosorb M i Tinosorb S, Octorylene, dwutlenek tytanu.
Z fajniejszych składników jest ekstrakt z oczaru, z kasztanowca, z liści winogron, z arniki, z bluszczu i z dziurawca zwyczajnego. Wiadomo, nie ma tego w składzie jakoś dużo, ale zawsze coś :) 

Filtr kosztował 22,50 zł za 50 ml w Aptece SuperVita.

Użyłam go dzisiaj po raz pierwszy i widzę ogromne różnice między nim a Ducray'em, ale na recenzję musicie poczekać co najmniej miesiąc, żebym go zdążyła dobrze poznać.



Drugim produktem jest pomadka ochronna z SPF 20 z Oeparolu. Jego skład nie jest fenomenalny - zawiera Paraffinum Liquidum i parabeny, jednak uznałam, że muszę czymś chronić te usta, a nie sądzę, żebym znalazła kosmetyk o tym samym działaniu, z lepszym składem i w przyzwoitej cenie.


Skład: Ricinus Communis Oil, Cera Alba, Paraffinum Liquidum, Ethylhexyl Methoxycinnamate, Carnauba Wax, Lanolin, Isopropyl Myristate, Cera Microcristallina, Cyclopentasiloxane, Butyl Mehoxydibenzoylmethane, Parfum, Cyclohexasiloxane, Oenothera Paradoxa Oil, Tocopheryl Acetate, Propylparaben, BHA, PEG-8, Tocopherol, Ascorbyl Palmitate, Ascorbic Acid, Citric Acid, BHT

Z ciekawych składników mamy olej rycynowy, olej z wiesiołka, witaminę E.

Sądzę, że na nadchodzące lato jestem zabezpieczona. Jeśli chodzi o filtr do ciała, to mam jeszcze z zeszłego roku (z września, więc będzie jeszcze dobry) Sorayę dla dzieci SPF 30. 

A Wy macie już Wasze filtry na lato? Stosujecie je przez cały rok? 

W tym tygodniu pojawi się post dla fanek sportu - mój pierwszy "dorosły" rower! 

Pozdrawiam wszystkich serdecznie
Asia

Zapraszam Was też do śledzenia mojego bloga przez Bloglovin

Follow on Bloglovin

Po wizycie u fryzjera

Wiem, że dla wielu osób ten tytuł posta może brzmieć jak z horroru - zarówno ja, jak i większość moich znajomych miała w życiu sytuację, że wracając do domu od fryzjera płakała albo płakała, gdy zobaczyła się w lustrze w domu. Na szczęście ta historia nie jest tragiczna, a wręcz kończy się happy endem.

W poniedziałek w końcu po długim czasie od ostatniej wizyty (chyba w listopadzie!) odwiedziłam fryzjera, standardowo tego samego. Nie wiem jak Wy, ale ja osobiście jestem bardziej zadowolona z usług małych salonów fryzjerskich niż tych niby bardzo profesjonalnych i drogich. W tych mniejszych fryzjer mnie zna, pamięta jak mnie obciąć, a przy tym nie płacę majątku za podcięcie końcówek.

Zawsze chodzę do fryzjera tylko na podcięcie bez mycia, gdyż nie wiem jakie kosmetyki zostałyby użyte.
Tym razem zdecydowałam się na dość spore cięcie - powiedziałam 4 cm z założeniem przeliczenia na cal fryzjerski (czyli mniej więcej dwa razy tyle). Nie mierzyłam włosów przed i po cięciu, więc ciężko mi stwierdzić ile dokładnie centymetrów poszło, ale same ocenicie, czy mało, czy dużo. Osobiście wychodzę z założenia, że mimo wszystko lepiej podciąć trochę więcej, niż mniej (nie dotyczy grzywki :D).


Dodatkowo pani Ewa była taka miła, że zrobiła mi przepiękny warkocz. Aż żal było go rozplatać! Zdjęcia były robione w cieniu, więc i kolor włosów jest trochę przekłamany :). Ale warkocz widać i to najważniejsze :)


A Wy macie jakieś traumatyczne wspomnienia związane z fryzjerem? Albo przeciwnie - przemiłe?

Pozdrawiam wszystkich
Asia

Płyn micelarny Oeparol - czy sprawdził się u mnie?

Jako że praktycznie wszystkie się malujemy, to wszystkie też musimy dokonywać demakijażu, nawet jeśli makijażu jako takiego nie stosujemy. Oczyszczanie twarzy delikatnym produktem dobranym odpowiednio do naszej cery jest podstawą udanej pielęgnacji. Bez tego nasza cera na pewno nie będzie idealna, a przecież wszystkie dążymy do nieskazitelnej, prawda? Jak już wcześniej pisałam, do demakijażu potrzebujemy dobrego kosmetyku. Czy płyn micelarny Oeparol jest taki? Zapraszam do czytania :)



Skład: Aqua, Capryl/Capramidopropyl Betaine, PEG-8, PEG-6 Caprylic/Capric Glycerides, Phenoxyethanol/Ethylhexylglycerin, Aloe Barbadensis Leaf Juice, Biosaccharide Gum-1, Propylene Glycol, Hydrolyzed Caesalpinia Spinosa Gum, Oenothera Paradoxa Oil, Parfum, Sodium Benzoate, Disodium EDTA, PEG-40 Hydrogenated Castor Oil, Sodium Hyaluronate.

Myślę, że jak na płyn do demakijażu oczu to skład jest naprawdę przyzwoity, oprócz standardowych składników tego typu produktów znajdziemy sok z liści aloesu i olej z wiesiołka. 

Za opakowanie 200 ml przychodzi nam zapłacić od 10 do 17 zł w zależności od apteki - ja wczoraj zamówiłam kolejne opakowanie w Aptece SuperVita za 13,70 zł, poprzednio zamówiłam go z Apteki Gemini za 10 zł, a przykładowo w Dozie bez przeceny kosztuje 15,64 zł. Także różnice w cenach są spore, więc warto się rozejrzeć w różnych miejscach przed zakupem. 

Co jest jednak pewne to to, że nawet za te 17 zł warto go kupić, gdyż jest to naprawdę dobry płyn micelarny. 

Najważniejsze - dobrze zmywa makijaż. Z tuszem, cieniami, kredką radzi sobie bez problemu, rozpuszcza je bardzo szybko i bardzo dokładnie. Trochę gorzej jest z eyelinerem, odrobina zostaje między rzęsami, ale przy drugim użyciu już wszystko ładnie schodzi. Ciężko mi ocenić, jak radzi sobie z podkładem, ale sądzę, że dałby sobie radę :)

Płyn absolutnie nie pozostawia żadnej tłustej ani klejącej warstwy, co jest ogromną zaletą. 

Nie podrażnia oczu ani okolic, sugeruję jednak żeby osoby o naprawdę bardzo bardzo wrażliwej skórze i oczach uważały ze względu na aloes, który może podrażnić. Ja noszę soczewki kontaktowe, czasem moje oczy są zmęczone i trochę podrażnione od nich, ten płyn dodatkowo nie podrażnia, ale nie wiem, czy nie podrażniłby typowych wrażliwców. Nigdy nie zdarzyło się, żeby łzawiły mi po nim oczy, co często zdarzało się, gdy używałam mleczka Alterry.

Jeśli chodzi o to jak działa na skórę, to nie zauważyłam, żeby zapychał czy powodował zaczerwienienia. 

Opakowanie jest bardzo dobre, nie mam mu nic do zarzucenia - wykonane jest z twardego tworzywa, ma otwieraną klapkę, a przez otwór wylatuje tyle produktu, ile trzeba - nie ma problemu z niekontrolowanym wylewaniem za dużej ilości płynu. 

 Podsumowując: polecam! 

Dzisiaj jest specjalny dzień, ponieważ moja ukochana Bianelinda obchodzi 11 urodziny! Jubilatka w tej chwili nabiera sił przed pełnym emocji popołudniem związanym z prezentami i ich konsumpcją :D 



Asia

Drożdżowa maska na porost włosów od Babuszki Agafii

Po około 2 miesiącach testowania nadszedł czas na wystawienie recenzji masce do włosów, o której zapewne już wszystkie słyszałyście. Mowa oczywiście o drożdżowej masce na porost włosów z Receptur Babuszki Agafii. Wiele z Was namawiało mnie na kupno tego produktu, ja podchodziłam do niego sceptycznie, bo absolutnie nie mam potrzeby przyspieszania porostu włosów. Zamówiłam go jednak skuszona obietnicami co do działania na włosach na długości. 



Z góry muszę zaznaczyć, że na skalp nie użyłam jej ani razu z bardzo prostej przyczyny - wiedziałam, że i tak czy siak nie będę tego robić regularnie, więc z góry odpuściłam sobie testowanie jej pod tym kątem, mimo, że takie jest jej ogólne przeznaczenie.

Swoje opakowanie zakupiłam ze sklepu Kalina - wtedy płaciłam za nie 17 zł w promocji, widzę, że w tej chwili jest dostępny po tej samej cenie. Opakowanie zawiera 300 ml produktu. Opis ze strony jest dość zdawkowy:

"Receptury Babuszki Agafii: 
drożdżowa maska do włosów 
stymuluje wzrost włosów

Piwne drożdże to naturalne źródło pełnowartościowego białka, witamin i mikroelementów, które wnikając w strukturę włosów, wzmacniają przemianę materii, przyśpieszając ich wzrost. 
Olej z kiełków pszenicy wykazuje działanie regenerujące, hamuje wypadanie włosów."

Skład: Aqua with infusions of: Yeast Extract, Betula Alba Juice; enriched by extracts: Inula Helenium Extract, Arctostaphylos Uva Ursi Extract, Silybum Marianum Extract, Cetrimonium Chloride, Cetearyl Alcohol, Ceteareth-20, Guar Gum; cold pressed oils: Triticum Vulgare Germ Oil, Ribes Aureum Seed Oil, Pinus Sibirica Cone Oil, Rosa Canina Fruit Oil, Ascorbic Acid, Panthenol, Glucosamine, Citric Acid, Parfum, Benzoic Acid,  Sorbic Acid.

Skład jest naprawdę piękny, obiecanego ekstraktu z drożdży jest dużo. Po kolei, jeśli chodzi o składniki naturalne mamy: ekstrakt z drożdży, sok brzozowy, ekstrakt z omanu wielkiego, ekstrakt z mącznicy lekarskiej, ekstrakt z ostropestu plamistego, olej z kiełków pszenicy, olej z nasion białej (złotej) porzeczki, olej z sosny syberyjskiej, olej z dzikiej róży. Wszystkie oleje tłoczone na zimno. 

Moja opinia:
Maska działa dobrze. I tyle. Fajnie wygładza włosy
, ale niestety nie jest to działanie tak fenomenalne, jak np. balsamu Natura Siberica Objętość i Pielęgnacja. Z chęcią zużyję do końca, bo działanie jest naprawdę bardzo dobre, ale spodziewałam się jednak czegoś więcej. Może za dużo od niej oczekiwałam.

+ wygładza
+ nawilża
+ pięknie pachnie (ogólnie nie lubię takich słodkich zapachów, ale ta maska pachnie jak budyń śmietankowy!)
+ super skład
+ wydajna
+ rzeczywiście działa już po 1-2 minutach

+/- lejąca konsystencja

- nie ma efektu wow

Efekt po użyciu maski na długości na ok. 5 minut

Miałyście ją? Lubicie?

Pozdrawiam wszystkich
Asia