Dlaczego nie warto czytać książki "Paryski szyk" Ines de la Fressange?

Cześć kochani!

Zapewne większość z Was słyszała już o książce "Paryski szyk. Podręcznik stylu" Ines de la Fressange. Książka ta jest od dłuższego czasu popularna w blogosferze, a że zazwyczaj lubię pozycje tego typu, postanowiłam również ją przeczytać.


Udało mi się ją wypożyczyć z biblioteki i wiecie co? Wielkie szczęście, że jej nie kupiłam, bo książka nie jest warta wydania na nią 70 zł, które kosztuje w sklepach stacjonarnych. Nawet nie wiem, czy jest warta połowy tej kwoty, którą przychodzi nam zapłacić za nią w sklepach internetowych...

Zacznę może od tego, że książka jest przepięknie i imponująco wydana. Piękna czerwona okładka ze złotymi napisami i z zaokrąglonymi rogami aż prosi się o to, żeby wziąć ją do ręki. W środku jest równie pięknie - śliski papier dobrej jakości, delikatne tło, graficznie rewelacja. Co by nie mówić, ale od strony estetycznej książka bardzo się udała. Szkoda tylko, że nie przełożyło się to na treść.


To druga książka o tym, jak być "paryską", którą miałam okazję przeczytać - pierwszą były Lekcje Madame Chic. Tamta książka również nie była rewelacyjna, wręcz słaba, ale przy tym, co przeczytałam w "Paryskim szyku" wychodzi na nie najgorszą. Z tamtej książki nie dowiedziałam się niczego szczególnego, nie zainspirowała mnie w najmniejszym stopniu. W tej było jeszcze gorzej, bo nie dość, że niczego się nie dowiedziałam, niczym się nie zainspirowałam, to jeszcze momentami łapałam się za głowę czytając niektóre bzdurne fragmenty pisane przez panią de la Fressange. 

Książka podzielona jest na cztery części: o modzie, o urodzie, o mieszkaniu i o ciekawych miejscach w Paryżu. 

Część o modzie była jeszcze ok, nieszczególnie odkrywcza, ale miło mi się ją czytało. Absurd wyłapałam tylko jeden, dotyczący tego, żeby kupować topy w rozmiarach dziecięcych, a uzyska się "superstylowy efekt naciągniętego materiału". Nie wiem, w jakim świecie efekt naciągniętego materiału jest superstylowy...
Ogólnie autorka sporo pisze o racjonalnym podejściu do zmieniających się trendów, o tym, jakie rzeczy warto kupować i z tymi rozdziałami się zgadzam praktycznie w 100%. 

Część o urodzie to jakiś śmiech na sali. Autorka powinna trochę zainteresować się wizażem i pielęgnacją, zanim zacznie udzielać komukolwiek rad. Ciężko mi uwierzyć, żeby wszystkie paryżanki miały tak fatalny makijaż...


Przykłady absurdów?
- nigdy nie używaj różowej szminki
- "noś makijaż każdego dnia, także w weekendy. Twoja rodzina też chce cię widzieć w najlepszej formie!"
- do mycia twarzy nigdy nie używaj mydła ani za dużo wody
- "szkoda czasu na korektor pod oczy"
- "codziennie rano myj włosy (to pomaga się dobudzić)"
- "używaj maskary, ale zapomnij o płynnym eyelinerze"
- po pięćdziesiątce: "jeśli oczy są au naturel, na skórę nałóż cieplejszy podkład"
- maskara na dolnych rzęsach jako makijażowe faux pas

Część o mieszkaniu była nie najgorsza, trochę o organizacji przestrzeni, o minimalizmie we wnętrzach. Autorka apeluje też, żeby nie wariować, gdy przychodzą do nas na kolację znajomi, gdyż od skomplikowanych i wystawnych dań o wiele ważniejsza jest miła atmosfera i dobra zabawa - popieram i polecam wszystkim zestresowanym gospodyniom (tak, to do Ciebie, mamo). 

Część czwarta może być szczególnie przydatna dla wszystkich, którzy planują odwiedzić w niedalekiej przyszłości Paryż, gdyż autorka poleca różne ciekawe miejsca - mniej znane muzea, restauracje, kawiarnie, także miejsca, w które można się wybrać z dziećmi. 
Co rzuciło mi się w oczy to to, że wiele zdjęć, szczególnie restauracji, jest bardzo nieatrakcyjnych i niezachęcających do odwiedzenia. Miejsca opisywane przez autorkę jako najmodniejsze w Paryżu na tych zdjęciach wyglądają naprawdę źle. Podobnie było ze zdjęciami butów w części o modzie. Jest to szczególnie szokujące w obliczu tego, że poświęcono bardzo dużo uwagi przy grafikach i ogólnej estetyce książki. Zdjęcia są niestety mocno niedopracowane. 

Moje odczucia po przeczytaniu książki? Co dziwne, byłam wkurzona, bo spodziewałam się czegoś całkiem innego. No i tak jak już wspomniałam wcześniej, odczułam ulgę, że ostatecznie nie zdecydowałam się na zakup tej książki.
Czy polecam? Ogólnie rzecz biorąc nie, a już na pewno nie polecam jej kupna. Jeśli jednak macie możliwość pożyczenia od koleżanki albo wypożyczenia z biblioteki i np. wybieracie się do Paryża, to czemu nie. Jeśli jednak chciałybyście być bardziej paryskie, to stanowczo nie polecam tej książki, bo z niej na pewno nie dowiecie się jak to uczynić.

Czytałyście tę książkę? Jaka jest Wasza opinia?

Zobacz facehairbodycare na Facebooku i na Instagramie

Pozdrawiam wszystkich
Asia

14 komentarzy:

  1. Faktycznie absurdy są zabawne :)) Ta książka w ogóle nie jest w mojej tematyce więc i tak bym po nią nie sięgnęła ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jakie książki lubisz? Ja ogólnie lubię taką tematykę kobiecą, ale nie w takim wydaniu...

      Usuń
  2. A ja pierwszy raz słysze o tej książce. I musze przyznać Ci rację, że strona graficzna mnie zachwyca po tych zdjęciach, które zaprezentowałaś, ale jesli chodzi o te "dobre rady".. serio?! malować się codziennie?! Taaak, zeby przemysl kosmetyczny jeszcze wiecej zarabial, a nasza cera w ogóle nie miala odpoczynku. Ani my same. Bez przesady bez makijazu przeciez nie wygladamy jak strachy na wroble!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I jeszcze motywowanie tego codziennego makijażu jest to, że rodzina ma prawo widzieć nas w najlepszej formie. To nie lepiej zadbać o to, żeby nie wyglądać bez makijażu tak tragicznie?

      Usuń
  3. Haha, a ja kupiłam tę książkę, odkładając na półkę Madame Chic, która wydała mi się mało odkrywcza i nieco infantylna. Czytając tę pozycję nie miałam podobne odczucia do Ciebie, może nieco łagodniejsze, bo moje zainteresowanie modą sprowadza się do zastanawiania się, w czym dobrze wyglądam. Przy części o makijażu to samo mnie ruszyło - i pomyśleć, że całe życie malowałam dolne rzęsy i jeszcze miałam czelność sądzić, że to wygląda dobrze. Przytoczonym przez Ciebie cytatom brakuje wyjaśnienia - dlaczego? Dlaczego nie można korzystać z eyelinera w płynie? WTF?

    Cieszę się, że nie kupiłam jej w cenie rynkowej, ale mimo wszystko miło było mi ją przeglądać ze względów estetycznych. No i rady modowe wydają się jednak pomocne, pojawia się tylko pytanie, dlaczego autorka nie została przy tym, na czym się zna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie też tego nie rozumiem, te rady brzmią tak, jakby sobie po prostu wymyśliła i je napisała, bez żadnego zastanowienia.

      Usuń
  4. Jakiś czas temu pisałam u siebie dlaczego nie warto kupować Lekcji Madame Chic. Nie spodziewałam się, że może być książka gorsza od tego...
    Zastanawiam się skąd się wzięły te wszystkie pochwały na blogach na ich temat - ktoś płacił za takie recenzje?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyznam szczerze, że nie wiem, myślę, że po prostu dziewczyny tak bardzo zachwyciły się tą grafiką, że nie zwróciły uwagi na treść. Albo przyjęły treść bez większych przemyśleń.

      Usuń
  5. O mamo, jak się ciesze, że jestem Polką, nie 'szykowną' madame z Paryżewa:) Te rady makijażowe po prostu nienormalne - szczególnie zszokowało mnie, że tuszowanie dolnych rzęs jest złe i jestem taka brzydka przez to:P No i cena tej książki... płacimy chyba tylko za duże użycie kolorowego tuszu na droższym papierze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha, ja też :D
      Rzeczywiście cena książki jest jak z kosmosu...

      Usuń
  6. Jestem szczęściarą, bo dopiero teraz dowiedziałam się o tej książce :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja ostatnio mam "szczęście" do trafiania na same przereklamowane poradniki... W dziecięcym topie raczej wygląda się jakby się założyło za mały rozmiar a nie fajnie naciągnięty materiał. Już to widzę...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie, a nie wiem, co jest fantastycznego w noszeniu za małych ubrań.

      Usuń